MADZIA z Sosnowca. Były PROBOSZCZ Bartka WAŚNIEWSKIEGO: NIE WIERZĘ, że to był WYPADEK. Ojciec Madzi ZMIENIŁ NAZWISKO

2012-03-28 19:54

Mało kto zna tak dobrze Bartłomieja Waśniewskiego jak ksiądz, u którego ojciec Madzi (+ 6 mies.) służył w parafii. - Waśniewski to nie jest jego prawdziwe nazwisko - zdradza nam ksiądz Edward Darłak (55 l.). Duszpasterz mówi też, że nie wierzy w śmierć Madzi w nieszczęśliwym wypadku. - Gdyby jednak Bartek i Katarzyna potrzebowali pomocy, to jestem do ich dyspozycji - dodaje.

Ksiądz Edward Darłak ma niewielką parafię w Kazimierzu Górniczym, dzielnicy Sosnowca. Jednak jeszcze niemal do połowy ubiegłego roku Bartłomieja Waśniewskiego, ministranta w jego ówczesnej parafii, widywał regularnie.

- Dostał dyplom ministranta roku i nie było to na wyrost - opowiada ks. Darłak. - To bardzo porządny, ułożony chłopak. Pomagał mi latami. Z drugiej strony jest pewny siebie i trochę zarozumiały. Taki niewzruszony. Ale nie powiedziałbym, że to jakiś cwaniak - podkreśla ksiądz.

Kiedy ksiądz dowiedział się na początku tego roku o tragicznej śmierci Madzi, był w szoku. Chodziło przecież o dziecko jego wieloletniego ministranta.

- Pamiętam ostatnie spotkanie z Bartkiem i Kasią - wspomina. - To było w maju tamtego roku. Wtedy Bartek pytał, czy pomogę im ze ślubem. Miałem im nawet dać go za darmo. Potem jednak oboje zniknęli, a mnie wkrótce przeniesiono. Myślałem, że ślub odbył się w parafii tej dziewczyny. Sprawiła na mnie wrażenie bardzo spokojnej kobiety - opowiada ksiądz.

Kilka miesięcy temu Bartek inaczej się nazywał. Zmienił nazwisko po swoim ojcu na rodowe swojej matki. - Po części dlatego, że z ojcem nie potrafił się zupełnie dogadać. Po części przez swoją pasję, zafascynowanie rycerzami, turniejami. Kiedyś powiedział mi, że w jego żyłach płynie szlachecka krew. Końcówka nazwiska Waśniewski chyba mu lepiej pasowała - spekuluje ksiądz.

Proboszcz jest ostrożny w ferowaniu wyroków, ale przyznaje, że wersja wydarzeń podawana przez Katarzynę Waśniewską, o śmierci Madzi w nieszczęśliwym wypadku, go nie przekonuje.

- Trudno w to uwierzyć. Czy matka, której córka miała wypadek, tak się zachowuje? Dlaczego nie wezwała pomocy, nie dzwoniła po pogotowie? - pyta ksiądz. I dodaje.

- Gdyby przyszła do mnie do spowiedzi, to dałbym jej rozgrzeszenie. Jeśli oboje potrzebują pomocy, mogą do mnie przyjść - deklaruje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki