Słupiec: Dramat rodziny, która w powodzi straciła wszystko - Musimy odbudować dom dla córek!

2010-08-03 19:49

Przez długie tygodnie modlili się, żeby w domu, który potworna powódź zamieniła w ruderę, móc jeszcze mieszkać. Kiedy szli spać do ustawionego w lesie fiata cinquecento marzyli, by jeszcze kiedyś położyć się w swoich łóżkach. A gdy w końcu przyszło im żyć w ohydnym kontenerze ofiarowanym im przez urzędników, w ich głowach pojawił się tylko jeden cel - odbudować zniszczony przez żywioł dobytek.

Bo choć dla Grażyny (26 l.) i Józefa (45 l.) Łabuzów ze Słupca (woj. małopolskie) najważniejsze jest to, że ich córeczki Wiktoria (6 l.) i Gabrysia (5 l.) przeżyły śmiercionośną falę, to troskliwi rodzice chcą zrobić wszystko, by mogły wychowywać się w normalnym domu.

Łabuzowie nigdy nie mieli luksusów, ale żyli szczęśliwie pod własnym dachem, wychowując dwie śliczne córeczki. Ich sielankowe życie nagle przerwała powódź, która dwa miesiące temu przeszła przez Małopolskę. Wisła zamieniła się wtedy w żywioł nie do okiełznania, a zrozpaczeni mieszkańcy Słupca mogli tylko w popłochu uciekać, zostawiając dorobek życia na pastwę losu.

Pani Grażyna i pan Józef najpierw z domu wynieśli dzieci. Potem wrócili po zwierzęta i od tamtej pory z 24 krowami żyli w lesie, na wzgórzu. Przez półtora miesiąca za schronienie przed deszczem i słońcem służyło im małe cinquecento. - Zobaczcie, tak spałam - pokazuje nam maleńka Wiktoria, rozkładając się na tylnym siedzeniu samochodu.

Gdy wreszcie lokalne władze zagwarantowały powodzianom prowizoryczne kontenery gotowe do zamieszkania, rodzina Łabuzów mogła wrócić na teren swojej posesji. To, co wtedy zobaczyli, zapamiętają do końca życia. - Wielka stodoła była zawalona, dom to praktycznie ruina, która w każdej chwili może się zapaść. Pola ze zbożem i sianem zostały zniszczone, tak samo jak zgromadzone przez nas zbiory i maszyny - opowiada zrozpaczony pan Józef. - Teraz staram się ocalić cokolwiek z naszego dobytku - dodaje mężczyzna. - Z pomocy społecznej dostaliśmy 6 tys. zł. Dwa tysiące z zakładu energetycznego. PZU ma nam wypłacić 12 tys. zł odszkodowania - wylicza pani Grażyna, a jej mąż po chwili dodaje: - Nie jesteśmy pasożytami. Mamy jakieś oszczędności, ale bez dodatkowych pieniędzy i kogoś, kto nam pomoże, po prostu nie dam rady.

Najgorsze jest to, że już za niecały miesiąc Gabrysia idzie do zerówki, a Wiktoria do pierwszej klasy. - Obiecałem sobie, że zrobię wszystko, żeby moje córeczki miały normalny dom. Ale potrzebuję pomocy - płacze kochający ojciec.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki