Nie przyjęli rodzącej do szpitala!

2009-07-01 4:00

Na warszawskich porodówkach fatalnie traktuje się rodzące kobiety. Anna Sitkowska (31 l.) z bólami porodowymi trafiła do szpitala na Karową. Nie było tam dla niej miejsca. Przerażoną kobietę lekarka odesłała do szpitala w Otwocku, aż 27 km dalej!

- Około północy żona miała bóle porodowe. Przerażeni szybko wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do szpitala na Karową. Tam stanąłem jak wryty, bo okazało się, że dla mojej żony nie ma miejsca - opowiada Damian Sitkowski (28 l.), mąż pani Anny i tata nowo narodzonej Małgosi. - Lekarka powiedziała, że znajdzie miejsce w innym szpitalu - dodaje.

To szukanie trwało ponad dwie godziny! - Bałam się, że będę rodzić na korytarzu - mówi obolała kobieta. Wreszcie lekarka odesłała rodząca aż do Otwocka. Nawet nie zapytała, czy kobieta ma tam jak dojechać! Dopiero na pytanie pana Damiana, czy szpital może im pomóc dojechać na inną porodówkę, odpowiedziała, że mogą pojechać karetką, ale dopiero za dwie godziny. Pan Damian zabrał więc żonę samochodem.

- Coś nas tknęło, żeby po drodze sprawdzić, czy są miejsca w pobliskim szpitalu na Solcu. I okazało się, że tam lekarze przyjęli nas z otwartymi ramionami. Od razu dostaliśmy salę i zajęto się żoną - mówi Sitkowski. - To jakaś paranoja! Wysłano nas w długą podróż do Otwocka, chociaż szpital obok miał mnóstwo wolnych miejsc! - krzyczy zirytowany mężczyzna. - Dlaczego naraża się na taki stres i niewygody kobietę, która zaraz ma rodzić? - dopytuje.

- Nie wysłaliśmy tej pani do szpitala na Solcu, bo nikt nie odbierał tam telefonu - twierdzi Alina Kuźmina, rzecznik Szpitala Klinicznego im. ks. Anny Mazowieckiej z ul. Karowej. - Po kilkunastu telefonach na przyjęcie rodzącej zgodził się dopiero szpital w Otwocku - dodaje.

Już dawno w ratuszu powinien być zatrudniony koordynator ds. położnictwa. Niestety, od lat urzędnicy nie potrafią tego zrobić. - Nie wszystkie szpitale położnicze podlegają pod urząd miasta, dlatego nie możemy narzucić im jednego systemu koordynacji wolnych miejsc - przekonuje Katarzyna Pieńkowska z biura prasowego.

Jeżeli nic się nie zmieni, może dojść do tragedii.

Dlatego apelujemy do Jacka Wojciechowicza (46 l.), który odpowiada za służbę zdrowia, żeby natychmiast stworzył stanowisko koordynatora oddziałów położniczych. Nie można dopuścić do sytuacji, w której kobiety w ciąży będą błąkać się od szpitala do szpitala.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki