- Pomagają nam wyszkolone w Niemczech psy, które specjalizują się w identyfikacji zapachów - mówi mł. insp. Andrzej Borowiak. Żeby akcja miała sens, policja zamknęła centrum Poznania. Ani samochody, ani tramwaje i autobusy, a tym bardziej ludzie nie mogli przeszkadzać psom w ich pracy.
Co stało się z Ewą Tylman? Ostatni raz widziana była w nocy z 22 na 23 listopada, kiedy wyszła z firmowej imprezy razem z kolegą. Ten sam kolega - Adam Z. (25 l.) - teraz w areszcie czeka na proces, prokuratura zarzuca mu zabicie kobiety. Jednak ciągle nie znaleziono jej ciała, więc ciągle tak naprawdę nie wiadomo, co stało się z piękną poznanianką. Bo Adam Z. utrzymuje, że Ewa wpadła do Warty i się utopiła.
Niestety, przeczesywanie rzeki nic nie dało - ani jesienią, ani ostatnio, kiedy roztopy umożliwiły wznowienie akcji poszukiwawczej na wodzie.
Poznańska policja zgłosiła się więc do swoich kolegów po fachu z niemieckiej Saksonii. W tamtejszej policji pracują dwa psy wyszkolone specjalnie do poszukiwania zaginionych ludzi - jeden rasy beagle, drugi bloodhound. Ich węch jest tak czuły, że potrafią odnaleźć ślady ludzi nawet po kilku miesiącach od ich zaginięcia.
- To może wzbogacić naszą wiedzę i materiał dowodowy, co wydarzyło się z Ewą Tylman - przekonuje mł. insp. Borowiak.
Psy poszukiwały śladów do godz. 15. Później wróciły do bazy, a w centrum miasta policja przywróciła ruch.
Zobacz: Poszukiwania Ewy Tylman. Znamy szczegóły akcji policji w Poznaniu