Zgłoszenie o zaginięciu rodziny pochodziło od pracownika socjalnego, który sprawował nad nimi opiekę. Rodzina, pochodząca z Ukrainy, to rodzice Svietłana (27 l.) i Anatolii (44 l.) oraz pięcioro dzieci: Alina (7 l.), Andrii (6 l.), Veronika (4 l.), Myroslava (2 l.) i roczna Mykola. Ostatni raz byli widziani 15 grudnia w okolicy ul. Rzemieślniczej we Władysławowie — podała policja.
Zobacz: Ludzka ręka przy śmietniku! Śledczy sprawdzają, czy to fragment ciała zamordowanego Mateusza
Do akcji poszukiwawczej zaangażowano wiele patroli oraz funkcjonariuszy kryminalnych. Wizerunki rodziny trafiły także na przejścia graniczne. Jak ustalił nieoficjalnie "Fakt", rodzice mieli ograniczone prawa rodzicielskie do dzieci, stwierdzono przemoc, a maluchy były w pieczy zastępczej. W trakcie widzenia 15 grudnia doszło do tzw. uprowadzenia rodzicielskiego.
Od początku istniało podejrzenie, że rodzice chcą zabrać dzieci daleko, być może na Ukrainę, dlatego w akcję włączono także Straż Graniczną.
Po całym dniu poszukiwań 16 grudnia po południu pojawiły się dobre wieści: rodzina została odnaleziona na Słowacji.
"Pokonali niemal 900 km. Rodzice dzieci zostali zatrzymani. Wszystko wskazuje na to, że będą mieli problemy" - informuje "Fakt".
- Policjanci z Komendy Powiatowej Policji w Pucku prowadzą postępowanie przygotowawcze pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Pucku w kierunku uprowadzenia osób małoletnich, za co grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Czynnościami związanymi z przetransportowaniem dzieci do Polski zajmują się pracownicy PCPR w Pucku oraz rodziny zastępcze, do których zostały przekazane dzieci zgodnie z postanowieniem Sądu Rejonowego III Wydział Rodzinny i Nieletnich w Wejherowie - przekazała dziennikarzom podkom. Patrycja Dombrowska z Komendy Powiatowej Policji w Pucku.