Była niedziela. Idealny czas na rodzinny wypoczynek. Czteroosobowa rodzina ze Słupska postanowiła wolny dzień spędzić na plaży w Ustce. Od rana leżakowali na plaży. Tego dnia na wieży ratowniczej powiewała czerwona flaga - znak, że nie wolno się kąpać w morzu. - Morze mocno falowało, a do tego były bardzo niebezpieczne prądy wsteczne - mówi Piotr Wasilewski, kierownik zespołu ratowników w Ustce.
Trudno taki zakaz jednak wytłumaczyć dzieciom. Nikolka i jej młodszy, 2-letni, braciszek chcieli pomoczyć w morzu małe stópki. Ojczym ok. godz. 10 podszedł więc z nimi do brzegu. Dziewczynka zamoczyła nóżki, a jej braciszek był u taty na rękach. Mocno się wiercił, trochę płakał i ojczym Nikolki dosłownie na sekundy spuścił ją z oka. Gdy wrócił wzrokiem w jej stronę, dziewczynki już nie było.
Zobacz: Morze wyrzuciło ciało 11-latki, która zaginęła wczoraj w Łebie
Mężczyzna był przekonany, że Natalka nie weszła do wody, tylko zagubiła się gdzieś na plaży. Rodzina szukała jej przez dwie godziny. Ostatecznie jednak wezwali ratowników.
- Przez dwa dni prowadziliśmy intensywne poszukiwania w wodzie. Musieliśmy je przerwać ze względu na pogodę. Morze mocno faluje, jest niebezpiecznie - wyjaśnia Piotr Wasilewski.
- Opiekunowie dziecka byli trzeźwi. Obecnie są pod opieką psychologa. A my prowadzimy postępowanie w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo zdrowia i życia dziecka - informuje Robert Czerwiński, rzecznik słupskiej policji.
Od maja w Polsce utonęło 231 osób.