Oficerów BOR nie było na lotnisku w Smoleńsku? Premier Tusk żąda wyjaśnień

2010-09-16 17:25

Powinni czekać w gotowości na lądowanie prezydenckiego tupolewa na lotnisku Siewiernyj w Smoleńsku, by strzec bezpieczeństwa Lecha Kaczyńskiego i najwyższych osób w państwie. Pytanie tylko czy oficerowie BOR byli 10 kwietnia na płycie lotniska. Jeden z funkcjonariuszy zeznał, że BORu nie było, bo nie zgodzili się Rosjanie. Szef BOR zaprzecza, a premier Tusk żąda wyjaśnień.

Czy lotnisko w Smoleńsku w ogóle nie było ochraniane przez polskie służby? Dlaczego Rosjanie nie zgodzili się przed lądowaniem samolotu wpuścić na płytę lotniska oficerów BOR? W trakcie śledztwa ws. katastrofy nieoficjalnie wyszło na jaw, że funkcjonariusze zamiast czekać na prezydencką delegację w Smoleńsku, byli w lesie katyńskim.

Przeczytaj koniecznie: BOR-owcy rozpoznali ciało prezydenta

Jak donosi radio RMF FM jeden z BOR-owców zeznał w prokuraturze, że żadnego z jego kolegów rankiem 10 kwietnia nie był na płycie lotniska Siewiernyj. Dlaczego? Rosyjskie służby nie wpuścili Polaków. Innego zdania był zaraz po katastrofie szef BOR, gen. bryg. Marian Janicki. Generał twierdził, że BOR czekał na lotnisku

Te niepokojące rozbieżności w sprawie ochrony w Smoleńsku dotarły do premiera Donalda Tuska.
Szef rządu żąda wyjaśnień, a reporterowi RMF FM udało się ustalić, że oficerów BOR rzeczywiście nie było na lotnisku wojskowym np. przy kontroli pirotechnicznej. Nie zgodziła się na to Rosyjska Federalna Służba Ochrony, bo obiekt należał do armii. Funkcjonariusz BOR miał to zabezpieczenie kontrolować.

Patrz też: Tak złożyli ciało Prezydenta do trumny - VIDEO, ZDJĘCIA

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki