Monika Olejnik i Tomasz Lis pokłócili się o Smoleńsk

2010-11-06 6:45

Tak ostrej wymiany zdań między Tomaszem Lisem a Moniką Olejnik chyba jeszcze nie było. A poszło o tragedię smoleńską. Dziennikarka TVN24 zarzuciła tygodnikowi "Wprost" (którym kieruje Lis), że publikując materiały ze śledztwa nie uszanował żałoby i uczuć rodzin ofiar.

Postawiła tygodnik Lisa na jednej szali z radiomaryjnym "Naszym Dziennikiem". Naczelny "Wprost" odpowiedział błyskawicznie. - Lepiej, żeby redaktor Olejnik jednak nie bawiła się w psychoanalityka - wypalił i wypomniał dziennikarce łzy wylewane na ekranie telewizora po 10 kwietnia. - Ja napisałam, on powiedział, nic więcej komentować nie będę - mówi "Super Expressowi" Olejnik.

Przeczytaj koniecznie: Czy i kogo podsłuchiwały służby specjalne: Olejnik, Stankiewicz, Pytlakowski

Do tej pory wydawało się, że Olejnik i Lis grają w tej samej drużynie. W ich publicystyce trudno było znaleźć znaczące różnice. Tymczasem w piątkowej "Gazecie Wyborczej" Olejnik zarzuciła "Wprost", że nie zważając na uczucia rodzin, opublikował zeznania wdów po oficerach, którzy zginęli 10 kwietnia. "Reporterzy nie zastanawiali się, co będą czuły wdowy, czytając swe zeznania. Co ich to obchodzi, najważniejszy jest news" - pisze Olejnik. Wytyka dziennikarzom, że ujawnili sensacyjną informację o fakcie, który... według prokuratury nigdy nie miał miejsc (chodzi o telefon posła Deptuły do żony).

Krytyka koleżanki najwyraźniej mocno Lisa zabolała. W ostrych słowach odpowiedział Olejnik na antenie TOK FM. Zarzucił dziennikarce, że dołączyła do grona prawicowych publicystów, a także wypomniał nieprofesjonalne zachowanie w pierwszych dniach po tragedii smoleńskiej. Bronił również samej publikacji. - Toczyła się bardzo długa dyskusja i zapewniam, że całej serii drastycznych informacji nie opublikowaliśmy - uciął.

Patrz tez:Piotr Kraśko i Kamil Durczok wydają książkę. "Odkryliśmy wstydliwe tajemnice kościoła"

Według prof. Wiesława Godzica, medioznawcy, cała sytuacja przypomina kłótnie w rodzinie.

- Oczywiście nie podoba mi się ten sposób rozmowy. Monika Olejnik miała prawo podzielić się swoimi wątpliwościami. To bardzo niedobrze, że dyskusja sprowadza się do etykiet, a nie meritum. Obawiam się, że ta sytuacja zwiastuje nadejście nowej, brutalnej formy rozmowy. Szkoda, że robią to dziennikarze, bo przecież od nich nie oczekuje się etykiet, ale pewnych wzorców dyskursu publicznego - mówi prof. Godzic.

Tak wyglądała pyskowka:

Monika Olejnik: Tygodnik "Wprost", nie zważając na uczucia rodzin, opublikował zeznania wdów po oficerach, którzy zginęli 10 kwietnia (...) Reporterzy nie zastanawiali się, co będą czuły wdowy, czytając swe zeznania. Co ich to obchodzi, najważniejszy jest news. (...) Dziennikarze "Wprost" posunęli się do tego, że zacytowali wiadomość, którą rzekomo dostała wdowa po jednym z posłów: "Mąż krzyczał do mnie, gdy ginął - Asia, Asia!". Ten prezent opinii publicznej sprawili 1 listopada.

Tomasz Lis: Lepiej, żeby redaktor Olejnik jednak nie bawiła sie w psychoanalityka (...) Nie jestem w stanie "polemizować" z empatią Moniki Olejnik, którą w pełnej krasie wyjawiła po 10 kwietnia na ekranach telewizorów. Rzeczywiście w tym departamencie ma niekwestionowane miejsce pierwsze (...). Dołączyła tym samym do ekskluzywnego grona publicysty Warzechy i paru innych prawicowych portali, którym opublikowanie akt też się nie podobało.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki