Wierzchowiec Orion mieszka w Kosierzu (woj. lubuskie). Ma duży wybieg i stajnię, którą dzieli z kucykiem Malwinką (1 r.). Nie wiadomo więc, co mu odbiło, kiedy przeskoczył przez płot i ruszył przed siebie. Pogalopował do centrum wsi. Tam zatrzymał się nad stawem. Zastrzygł uszami, pochylił łeb, ruszył do przodu i... jak długi runął w dół. Grunt przy brzegu jest grząski, wierzchowiec coraz bardziej zapadał się w lodowatej brei. W końcu nie mógł się ruszać. Pewnie by zamarzł na sopel, gdyby któryś z mieszkańców nie zauważył pechowca i nie wezwał pomocy. Z odsieczą przyjechali strażacy z pobliskiego Krosna. Z mozołem, za pomocą lin wyciągnęli skrajnie wychłodzonego Oriona na twardy brzeg. Potem przez godzinę masowali leżącego bezwładnie konia wiechciami słomy i siana. Rozgrzewali go ile sił, czemu z nadzieją przyglądała się Helena Rewers, właścicielka Oriona. I nagle, ku radości wszystkich obecnych, koń wstał. - Weterynarz już był na miejscu i podłączył mu kroplówkę. Stwierdził, że jeszcze kilka minut w lodowatej wodzie, a Orionowi nic by już nie pomogło - wspomina pani Helena. Orion wygrzewa się dziś w stajni przykryty pledem. Szybko zapomni o swojej hipotermii.
Zobacz też: BOBOLICE: Cóż za męstwo! Bohaterscy strażacy z Pomorza uratowali tonącą klacz
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail