Tym razem pomyłki nie było. Pani Janina spoczęła na miejscowym cmentarzu. Jej bliscy nie chcą rozmawiać na ten temat. To, co stało się półtora roku temu, i w nich, i w zmarłej wywołało wiele niemiłych uczuć. Przypomnijmy. Na początku listopada 2014 roku Janina K. umarła pierwszy raz. Tak przynajmniej stwierdziła lekarka z miejscowego ośrodka zdrowia, która przyjechała wezwana przez rodzinę staruszki. Ciało trafiło do chłodni zakładu pogrzebowego pod Lubartowem, zaczęły się przygotowania do pogrzebu: klepsydry, ksiądz, USC... Tyle że po 10 godzinach. Janina K. obudziła się w plastikowym worku. - Otworzyła oczy i usta, zaczęła się ruszać. Było jej zimno - wspominał pracownik kostnicy. To on zaalarmował lekarkę, która wcześniej badała staruszkę. Ta opatuliła babcię w koc i zawiozła do domu. Na szczęście pani Janina nie pamiętała nic z tamtych wydarzeń. Była przekonana, że spała we własnym łóżku.
Po tej makabrycznej przygodzie musiała jednak oficjalnie wrócić ze świata martwych. Wystawiono przecież akt jej zgonu. O anulowaniu dokumentu zadecydował w końcu sąd na wniosek prokuratury. Doszło do tego w lutym 2016 roku. Niestety, nie nacieszyła się długo urzędowym i rzeczywistym życiem. Zmarła nieco ponad dwa miesiące później.
Zobacz: Pani Janina ożyła w kostnicy, ale według polskiego prawa nadal jest martwa