WARSZAWA: Pijany lekarz przyjechał do umierającego

2011-12-17 2:00

Za coś takiego już nigdy nie powinien leczyć! Tomasz T. (43 l.) przyjechał do umierającego pacjenta kompletnie pijany. Kiedy policjanci wyprowadzali go ze Szpitala Bielańskiego miał we krwi 2 promile alkoholu. Jak ustalił "Super Express", ten sam lekarz dwa lata temu również po alkoholu spowodował poważny wypadek samochodowy pod Zieloną Górą, wtedy sąd uznał go za niepoczytalnego.

Nie wiadomo, czy Tadeusz T. (†65 l.) z Bożęcina Dużego w tak ciężkim stanie miał szanse na przeżycie. Mężczyzna miał nowotwór. Pewne jest jednak, że załoga ratowników medycznych z Babic, która przyjechała na miejsce jako pierwsza, przywróciła mężczyźnie funkcje życiowe. Oni też wezwali drugą karetkę, która miała zabrać Tadeusza T. do szpitala. Lekarzem, który kierował drugim zespołem, był właśnie Tomasz T. - Dostaliśmy zgłoszenie, z którego wynikało, że lekarz w karetce może być pod wpływem alkoholu. Na miejsce natychmiast pojechali policjanci - wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek (39 l.) ze stołecznej policji. - Podejrzenie zgłosiła rodzina pacjenta - dodaje rzeczniczka wojewody mazowieckiego Ivetta Biały.

Chwilę po tym, jak zespól ratowników kierowany przez Tomasza T. dojechał z pacjentem do Szpitala Bielańskiego, na miejscu zjawili się mundurowi. Lekarz dmuchnął w alkomat i okazało się, że ma we krwi 2 promile alkoholu. Godzinę później pacjent zmarł. Na razie prokurator zawiesił lekarza w wykonywaniu zawodu. Przedstawiono mu też zarzut narażenia pokrzywdzonego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi opieki.

Ale to nie wszystko!

Jak się okazuje, lekarz miał już wcześniej problemy z alkoholem. Jak dowiedział się "Super Express", Tomasz T. w październiku 2009 roku spowodował po pijanemu wypadek pod Zieloną Górą. Pijany lekarz uciekał wtedy przed policją, nie zapanował nad pojazdem i zderzył się z peugeotem. Ciężko ranne zostały wtedy dwie osoby. Tomasz T. nie trafił wówczas do celi, ponieważ skarżył się na bóle i musiał przebywać w szpitalu. O

statecznie zielonogórska prokuratura umorzyła śledztwo. Na podstawie opinii biegłych psychiatrów i psychologa uznano bowiem, że sprawca był niepoczytalny. "Super Express" dowiedział się też nieoficjalnie, że Tomasz T. pracował również na oddziale ratunkowym w Szpitalu Praskim. Tam za nadużycie alkoholu też został zawieszony w czynnościach. Dlaczego więc nadal był dopuszczany do pacjentów?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki