Ten niedzielny wieczór Bożena S. postanowiła spędzić wesoło – u szwagra, który mieszkał po drugiej stronie rozległego pola. Towarzystwo wychyliło kilka głębszych dla humoru, a gdy Bożena miała już dosyć, zadzwoniono do jej męża, żeby po nią przyjechał. Kwadrans później Jerzy Sz. zapakował małżonkę do auta i ruszył w stronę domu. Pech chciał, że w połowie drogi wóz zakopał się w błotnistej nawierzchni.
– Ugrzęźliśmy – powiedział do żony. Kazał jej zostać w aucie, a sam poszedł szukać pomocy. Gdy wrócił, Bożeny już nie było. Widać znudziło jej się czekanie i ruszyła pieszo – pomyślał. Wydostał auto, wrócił do domu i poszedł spać. Był pewien, że Bożena da sobie radę. Czyż mógł przypuszczać, że rano szwagier odnajdzie ją przymarzniętą do pola?! – Była częściowo naga – mówi Sebastian Drewicz z Prokuratury Rejonowej w Złotowie. Prawdopodobnie chciała się załatwić. Zdążyła zsunąć majtki i spodnie, przewróciła się i już się nie podniosła. – Patomorfolog wykluczył, żeby do jej śmierci przyczyniły się osoby trzecie – dodaje prokurator. Pewne jest jedno: żeby oderwać kobietę od zamarzniętego pola, trzeba było użyć nagrzewnic. – Straszna śmierć! Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci – mówią mieszkańcy Luchowa