Śmierć do Jana Choroby przyszła w maju ubiegłego roku. To wtedy Bogdan G. (30 l.) zapukał do jego drzwi. Bogdan G. nie był sam. Przyszedł z kolegą, Tomaszem W. (32 l.), mieszkańcem podbarwickiej wsi. Chcieli, by staruszek pożyczył im 30 złotych na wódkę. Odmówił, bo ich nie miał. Rozzłoszczeni mężczyźni wyszli, by po chwili wrócić z dwoma nożami, w tym jednym do cięcia tapet. Gdy staruszek schylał się nad kuchenką, do której wkładał gazety na rozpałkę, mordercy podcięli mu gardło i zadali cios w klatkę piersiową. Wychodząc, zabrali telefon komórkowy, radioodtwarzacz i 10 złotych. Następnie zamknęli drzwi na klucz. Zamordowanego znalazł po dwóch dniach bratanek, który opiekował się wujem.
Rodzina do dziś nie może pozbierać się po okrutnej zbrodni. - Nie możemy zrozumieć, jak oni mogli zabić Janka. Nikomu nie wadził, był dobrym i uczynnym człowiekiem - mówią przez łzy brat zabitego Bronisław Choroba (78 l.) i jego żona Jadwiga (64 l.). Zabójców szybko zatrzymała policja. Przyznali się do popełnienia morderstwa. W środę koszaliński sąd ogłosił wyrok: po 25 lat za kratami dla obu przestępców. Rodzina zamordowanego twierdzi jednak, że to za mało. - Wyrok sądu jest zbyt łagodny - stwierdził Bronisław Choroba tuż po wysłuchaniu decyzji sędziego. Zapowiedzieli apelację.