Prawda wkrótce zwycięży

2013-10-14 4:00

Czekamy na godny, państwowy pochówek żołnierzy niezłomnych - ofiar komunistycznego terroru - ekshumowanych i identyfikowanych w kwaterze "Ł" Powązek Wojskowych w Warszawie

1 marca 1951 r. po brutalnym śledztwie, zakończonym wyrokiem śmierci, został zabity w mokotowskim więzieniu prezes IV Zarządu Głównego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość ppłk Łukasz Ciepliński i sześciu jego współpracowników - mjr Adam Lazarowicz, mjr Mieczysław Kawalec, kpt. Franciszek Błażej, kpt. Józef Rzepka, por. Karol Chmiel, por. Józef Batory. Ciepliński wiedział, że nie będzie miał pogrzebu, tylko zostanie wrzucony pod osłoną nocy do jakiegoś bezimiennego dołu. Dlatego 1 marca 1951 r. tuż przed śmiercią połknął medalik z Matką Boską. To jak dotąd nie wystarczyło do identyfikacji jego szczątków na "Łączce" Powązek Wojskowych w Warszawie.

Dziś na pamiątkę tych tragicznych wydarzeń 1 marca - dzięki śp. prezydentowi RP Lechowi Kaczyńskiemu i śp. prezesowi IPN Januszowi Kurtyce - możemy obchodzić Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.

Janusz Kurtyka w wywiadzie dla "SE" mówił o święcie: "To data symboliczna, tym bardziej że wszyscy ci ludzie, z prezesem WiN płk. Cieplińskim na czele, byli w konspiracji niepodległościowej od 1939 lub 1940 roku. Walczyli przeciwko Niemcom, przeciwko Sowietom, a ze strony komunistycznej Polski doczekali się podziękowania w postaci strzałów w tył głowy w więzieniu na Mokotowie. Łukasz Ciepliński zaczynał wojnę jako młody podporucznik. W bitwie nad Bzurą, dowodząc jedną z baterii, zniszczył sześć niemieckich czołgów. Został za to odznaczony na polu bitwy przez generała Kutrzebę Krzyżem Virtuti Militari. Odznaczeniem, które generał zdjął z własnej piersi. Później było AK i właśnie WiN. Bohater, który świadomie ryzykował wszystko, żeby walczyć o niepodległość. Po wojnie był katowany w śledztwie, w chwili śmierci był już głuchy. Na salę sądową przynoszono go na noszach. To był los symboliczny, równie tragiczny jak Traugutta".

Oddadzą Wyklętym Warszawę?

Podczas dotychczasowych prac na "Łączce" Instytut Pamięci Narodowej wydobył z ziemi szczątki 200 polskich patriotów. Do dziś zidentyfikowano 16 z nich - zamordowanych przez komunistów i wrzuconych jak worki na śmieci do bezimiennych dołów. Wśród nich nie ma jak dotąd płk. Cieplińskiego i innych członków IV Zarządu WiN. Nie ma też gen. Fieldorfa czy rotmistrza Pileckiego. Tak samo jak ok. 300 innych żołnierzy i dowódców, przedstawicieli polskiej inteligencji, elity II RP. Wspaniałych ludzi.

Syn straconego na Mokotowie kmdr. Stanisława Mieszkowskiego, obrońcy Wybrzeża we wrześniu 1939 r., Witold Mieszkowski modli się o powodzenie prac: "Przypominam sobie taką samą modlitwę 23 lata temu, kiedy na "Łączce" budowaliśmy symboliczny pomnik upamiętniający ofiary. Wierzę, że to nie koniec, a początek odkrywania prawdy".

Wierzą w to też inne rodziny i patriotyczna Polska. Aby po latach upokorzeń godnie pochować żołnierzy niepodległości. Bo ofiary "Łączki" zasłużyły na państwowy pogrzeb z wojskowymi honorami. Cały czas apeluję, aby było to wielkie patriotyczne święto, z mszą w katedrze św. Jana, centralnymi uroczystościami na pl. Piłsudskiego i przemarszem konduktu żałobnego na Powązki, gdzie stanie Panteon Polskich Bohaterów. Kancelaria Prezydenta RP poinformowała o wstępnym terminie pogrzebu - wrześniu przyszłego roku, w 75. rocznicę powstania Polskiego Państwa Podziemnego. Ale wciąż nie ma odpowiedzi na podstawowe pytanie - czy ograniczą pogrzeb tylko do terenu cmentarza? Czy pozwolą nam świętować w całej Warszawie? Oddadzą Wyklętym stolicę Polski choćby na ten jeden dzień?

"Ziemia musi być zrównana"

Komunistyczny mord miał na zawsze pozostać tajemnicą. Rodziny często w ogóle nie wiedziały o śmierci najbliższych. Naczelnik więzienia mokotowskiego Alojzy Grabicki żonie jednego ze skazanych powiedział: "Po takich zbrodniarzach ziemia musi być zrównana". Jeden z więźniów zapamiętał jego wizytę w celi: "Do wysokiego, masywnego Woźniackiego powiedział: ››O, na tym bym wykonał [wyrok] z przyjemnością‹‹. Do ››Łupaszki‹‹ [Zygmunta Szendzielarza]: ››Na was to bym nie wykonywał, tylko bym was trzymał w więzieniu. Czasem bym was kazał przewieźć po mieście, żebyście widzieli, że Warszawa się buduje, że w Polsce jest dobrze, a wy siedzicie zbankrutowani. To by dla was była większa kara. Bo wykonaniem to się wam idzie z pomocą‹‹".

W tych słowach znajdujemy cel nielegalnej, uzurpatorskiej władzy komunistycznych oprawców - wykończyć bohaterów, zaorać pamięć o prawdziwej Polsce i jej najlepszych synach. Bo najpierw Niezłomnych - groźnych wrogów politycznych - mordowano, a potem przez cały PRL mordowano pamięć o nich. Niszczono ich bliskich - żony, dzieci, odbierając im możliwość nauki i pracy. Wmawiając sąsiadom, że to rodziny bandytów. "Zadaniem naszym jest nie tylko zniszczyć was fizycznie, ale my musimy zniszczyć was moralnie w oczach społeczeństwa" - mówił mjr UB Wiktor Herer w 1948 r. do jednego z zakatowanych Polaków.

A takich "Łączek" jest w Polsce wiele. W każdym mieście, miasteczku, gdzie stacjonowało NKWD, UB.

Hańbiące towarzystwo

Tu nie chodzi nawet o finanse - choć wciąż brakuje pieniędzy na ekshumacje i identyfikacje. Tu chodzi o pamięć, bo o nią toczy się walka. Walka między trzecim pokoleniem UB, a trzecim pokoleniom AK - jak trafnie ocenił to ojciec tenisistek Radwańskich.

A z "Łączką" włodarze dzisiejszej Polski mają kłopot, a będą miały jeszcze większy. Bo po odkopaniu wszystkich szczątków, ich identyfikacji i godnym pochówku, prędzej czy później pojawi się pytanie: kim są ich mordercy. A to kierownictwo komunistycznej partii i państwa, bezpieki i Informacji Wojskowej, "oficerowie" śledczy, prokuratorzy, którzy oskarżali, sędziowie, którzy wydawali wyroki. Za każdą ofiarą kryje się cała rzesza nazwisk. Wśród nich Jakub Berman, Roman Romkowski, Luna Brystygier, Helena Wolińska, Anatol Fejgin, Roman Kryże, Stefan Michnik. To właśnie wielu z nich ma groby na Powązkach Wojskowych. Przeważnie okazałe, w Alei Zasłużonych. Przed momentem z asystą honorową WP (!!!) pochowano tam PRL-owskiego szefa MON Floriana Siwickiego, za chwilę znajdzie się zaszczytne miejsce dla głównego przywódcy wojskowej junty - Wojciecha Jaruzelskiego.

I tu dochodzimy do kolejnej, priorytetowej sprawy: tych wszystkich "zasłużonych" trzeba ekshumować z Cmentarza Wojskowego i przenieść gdzie indziej - np. do mogiły ich kolegów - bolszewików w Ossowie. Bo na Powązkach ich towarzystwo dla polskich patriotów jest hańbiące.

By Polska była rządzona przez Polaków

Edmund Bukowski, Eugeniusz Smoliński, Stanisław Łukasik, Tadeusz Pelak, Stanisław Abramowski, Bolesław Budelewski, Stanisław Kasznica, Władysław Borowiec, Henryk Borowy-Borowski, Hieronim Dekutowski, Zygfryd Kuliński, Józef Łukaszewicz, Henryk Pawłowski, Zygmunt Szendzielarz, Wacław Walicki, Ryszard Wielski. To do tej pory zidentyfikowani na "Łączce".

Oni już wygrali. Wygrał mjr Hieronim Dekutowski "Zapora", cichociemny, legendarny dowódca Lubelszczyzny, który mówił o chytrym planie komunistów: "Amnestia to jest dla złodziei, a my to jesteśmy wojsko polskie". Wygrał mjr Zygmunt Szendzielarz "Łupaszka", który w odezwie z marca 1946 r. napisał:

"...Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich [...] My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich mordują najlepszych Polaków. Domagających się wolności i sprawiedliwości".

Czołem, Panie Majorze!

Oni wygrali walkę ze złem, z sowieckim totalitaryzmem. Z fizyczną eliminacją i niepamięcią. Mieli zniknąć na zawsze - zamordowani fizycznie, z oplutymi życiorysami, przemilczani. Dziś są wydobywani z ziemi. Po dziesięcioleciach komuny i 24 latach od "pokojowej rewolucji" okrągłego stołu.

Zanim "Łupaszka" wyszedł ze zbiorowej celi, stanął przez chwilę nieruchomo, popatrzył po raz ostatni na swoich towarzyszy niedoli i - jak relacjonował potem najmłodszy wi ęzień z celi, o pseudonimie Młodzik - powiedział głośno: "Czołem, Panowie!" Odpowiedzieli: "Czołem, Panie Majorze!". Dziś Zygmunt Szendzielarz wraca. Wracają Żołnierze Niezłomni - do świadomości Polaków, głównie młodych, którzy widzą w nich wzorce do naśladowania. Podziemna Armia Powraca - jak śpiewają Leszek Czajkowski i Paweł Piekarczyk.

"My chcemy Polski suwerennej, Polski chrześcijańskiej, Polski - polskiej! (…) Tak jak walczyliśmy w lasach Wileńszczyzny czy na gruzach kochanej stolicy - Warszawy - z Niemcami, by świętej Ojczyźnie zerwać pęta niewoli, tak dziś do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów. Święcie będziemy stać na straży wolności i suwerenności Polski i nie wyjdziemy dotąd z lasu, dopóki choć jeden Sowiet będzie deptał Polską Ziemię" - tak cel powojennej walki przedstawiał kpt. Władysław Łukasiuk "Młot", dowódca 6. Brygady Wileńskiej AK, legenda Podlasia.

A kpt. Zdzisław Broński "Uskok", ostatni antykomunistyczny dowódca WiN na Lubelszczyźnie, w swoim "Pamiętniku" napisał o kontynuowaniu idei i czynu żołnierzy Powstania Styczniowego 1863 r.: "Oni mieli tyranów Moskali, a my mamy tyranów bolszewików. (...) Życie poświęcić warto jest tylko dla jednej idei, idei wolności! Jeśli walczymy i ponosimy ofiary, to dlatego, że chcemy właśnie żyć, ale żyć jako ludzie wolni, w wolnej Ojczyźnie".

Zrobili ze mnie zbrodniarza

Janusz Kurtyka w wywiadzie dla "SE" tak mówił o WiN: "Zrzeszenie miało być organizacją polityczną zagospodarowującą dziedzictwo Armii Krajowej. Do czasu zapowiedzianych w Jałcie wolnych wyborów. Po wyborach miano przekazać demokratycznemu rządowi wszystkie aktywa, dorobek ideowy i organizacyjny. WiN zakładali oficerowie AK, którzy doskonale zdawali sobie sprawę, że walka zbrojna nie ma szans na zwycięstwo, a Zachód nie będzie chciał wojny ze Związkiem Sowieckim. Problem w tym, że komuniści nie mieli najmniejszych chęci na porozumienie narodowe. Chcieli zniszczyć wszystkich, którzy walczyli o Polskę suwerenną". Wśród nich przywódców wszystkich czterech zarządów WiN (ostatni - piąty - był już ubecką prowokacją).

Płk Łukasz Ciepliński w grypsie z celi śmierci napisał: "Zrobili ze mnie zbrodniarza. Prawda jednak wkrótce zwycięży. Nad światem zapanuje idea Chrystusowa, Polska niepodległość - a człowiek pohańbioną godność ludzką - odzyska".

Ciepliński miał rację. Nie tylko angażując się w II konspirację niepodległościową. Przewidział, że prawda i idea Chrystusowa w końcu zwyciężą.

Zamordowani członkowie IV Zarządu Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość

Łukasz Ciepliński (1913-†1951)
Adam Lazarowicz (1902-†1951)
Mieczysław Kawalec (1916-†1951)
Franciszek Błażej (1907-†1951)
Józef Rzepka (1913-†1951)
Karol Chmiel (1911-†1951)
Józef Batory (1914-†1951)

Tadeusz Płużański

Szef działu Opinie "Super Expressu", autor książek o zbrodniach komunistycznych: "Bestie" "Bestie 2" "Oprawcy. Zbrodnie bez kary"

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki