PROCES WAŚNIEWSKIEJ, ZOSTAŁO 7 DNI! Katarzyna Waśniewska oszukała wszystkich: Od razu wydała mi się podejrzana

2013-02-11 13:02

Oszustwo na temat porwania Madzi (†6 mies.) mogło być zdemaskowane już w pierwszych minutach, kiedy Katarzyna Waśniewska (23 l.) zgłosiła policji, że jej dziecko zostało uprowadzone. Wystarczyło posłuchać wątpliwości załogi karetki pogotowia, która zauważyła, że matka Madzi zachowuje się nietypowo jak na osobę, którą ktoś zaatakował i zabrał dziecko.

Sosnowiec, 24 stycznia. Minęła godzina 18, gdy ekipa ambulansu usłyszała zgłoszenie, że w alejce między blokami znaleziono nieprzytomną kobietę. Natychmiast przyjęli zlecenie. Jednym z członków załogi ambulansu był Andrzej Badura, któremu od początku przypadek Katarzyny Waśniewskiej wydawał się podejrzany. - Już samo wezwanie było nietypowe, bo mówiło o nieprzytomnej kobiecie leżącej na chodniku - wspomina. - Na miejscu byliśmy po dwóch minutach od wezwania, a zobaczyliśmy, że jest już przytomna. Znajduje się na chodniku. Klęczy. Nieopodal jest wózek - wspomina pan Andrzej.

Lekarz pogotowia zbadał Katarzynę Waśniewską. Wtedy ona zaczęła opowiadać, że została zaatakowana przez nieznanego jej mężczyznę, który z wózka porwał jej dziecko. Zaczerwieniony ślad z tyłu głowy był dostrzegalny gołym okiem. Było jednak coś, co zwracało uwagę załogi ambulansu. - Jej kurtka wydawała się czysta. Ktoś, kto upadł bezwładnie, powinien być bardziej brudny, ale to jeszcze nie spowodowało u mnie podejrzeń - mówi Andrzej Badura. - Jednak przy badaniu zastanawiało nas coś innego: Kiedy lekarz dotykał ją w miejsce, gdzie trafił ją napastnik, nie zachowywała się, jakby miejsce to było obolałe. Ani się nie wzdrygnęła, nie syknęła z bólu. To było dziwne, przecież każdy ma takie odruchy - dodaje.

Katarzyna Waśniewska zdołała jednak przekonać śledczych, że uderzenie zamortyzowało jej ubranie - kaptur oraz czapka.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki