SUPER HISTORIA: Prostytutki międzywojnia – szara strefa w stolicy w II RP

2021-01-18 6:32

Przedwojenna Warszawa nazywana Paryżem Północy, była miastem secesyjnych kamienic, reprezentacyjnych ulic, restauracji i sklepów, kabaretów. Ale miała też drugie oblicze pełne nędzy. Sposobem na wyjście z biedy była prostytucja. Korzystanie z usług kobiet ulicznych było powszechne i tanie. Cena zależała od miejsca w hierarchii. Co ciekawe prostytucja była legalna dla kobiet, które ukończyły 21 lat, miały one obowiązek rejestracji w wojewódzkich komisjach sanitarno – obyczajowych, gdzie wciągane były na listy prostytutek. Otrzymywały wówczas tzw. czarne książeczki, w których notowano ich wizyty w ambulatorium, gdzie sprawdzano stan zdrowia.

Działania dozwolone

Prostytutki mogły poruszać się po ulicach pojedynczo lub parami, miały obowiązek zachowywać się kulturalnie, nie wolno im było natomiast stać na rogach ulic i w bramach, zaczepiać przechodniów, a pracę winny kończyć o godzinie 23. Nierząd pozwalano uprawiać tylko w prywatnym mieszkaniu, gdzie nie mogły przebywać więcej niż dwie prostytutki. Jeśli w mieszkaniu znajdowało się ich kilka, uznawano lokal za dom publiczny. Działalności tych ostatnich oficjalnie zakazano w roku 1923. Prawo prawem, a obyczaje, zwłaszcza lekkie, obyczajami... Dlatego w końcu lat 20. w stolicy nadal funkcjonowało ok. 400 nielegalnych przybytków rozkoszy. Za stręczycielstwo, sutenerstwo i handel kobietami groziło pięć lat więzienia. 

Biedne ulicznice

Większość kobiet prostytuowała się z biedy. Dziewczyny w skrajnej nędzy wyceniały swoje usługi na 50 gr, czasami z głodu oddawały się za coś co jedzenia. Zazwyczaj czekały na klientów na Powiślu. Tam też trafiały prostytutki brzydkie lub stare, które nie mogły znaleźć zarobku w lepszych rejonach Warszawy. Nazywano je „chustkowymi” – od nakrycia głowy. Stanowiły bardzo zróżnicowaną grupę. Stały pod latarniami i były dostępne nawet dla biednych klientów. Ulicznice nie miały mieszkań, gdzie mogłyby uprawiać seks z klientami. Odbywały więc szybki stosunek na tyłach budynków lub w krzakach i wracały po następnego klienta. Nieco wyżej w drabince znajdywały prostytutki, które stały w bramach najbiedniejszych dzielnic Warszawy, np. Woli i Muranowa. Te szły z klientem do „pokoju na godziny” wynajmowanego w którejś z oficyn. Do ich rąk trafiała jednak tylko część zarobku, musiały jeszcze opłacić właściciela lokalu czy alfonsa. Niektóre z „chustkowych” były młode i ładne, dzięki czemu mogły pracować w Śródmieściu. Oczko wyżej w hierarchii znajdowały się „kapeluszowe”. Te urzędowały pod modnymi lokalami, a ich usługi były droższe. Z reguły miały swoich alfonsów i związane były z jednym domem schadzek. Były lepiej ubrane, czekały na klientów przez cały dzień. 

Czytaj także: SUPER HISTORIA: „Balów ci u nas dostatek”

Dziewczyny z Adrii

Stojące najwyżej w drabince „dziewczyny z Adrii” były piękne i eleganckie, wykształcone i obyte w towarzystwie. Z ich usług korzystała elita: politycy, lekarze i znani artyści. Działały na Krakowskim Przedmieściu, Nowym Świecie i w Al. Jerozolimskich, a szczególnie w ekskluzywnych lokalach – Adrii, Oazie czy w Gastronomii. Zarabiały więcej niż urzędniczki państwowe i niejednokrotnie były lepiej wykształcone. Często jako prostytutki dorabiały fordanserki. Procederem trudniły się też mniej znane artystki z teatrów albo kabaretów. Popularnością wśród panów cieszyły się grandesy, czyli dziewczęta pracujące w lokalach rozrywkowych, chętnie przebierające się za sekretarki lub studentki. 

Profil prostytutki

Najstarszy zawód świata najczęściej wykonywały dziewczyny do 25 lat, pochodzące ze wsi lub rodzin robotniczych, nierzadko niepiśmienne. Było też wśród nich sporo niepełnoletnich, na ulicach stały nawet 13-latki. Według statystyk przeważały sieroty lub półsieroty z ubogich domów. Przybywały do stolicy, szukając pracy służących, a kiedy nie mogły jej znaleźć lub ją traciły, trafiały na ulicę. Tam stawały się zależne od alfonsów. Większość warszawskich prostytutek wywodziła się z rodzin chrześcijańskich, ze społeczności żydowskiej było ich znacznie mniej. Te ostatnie trzymały się z dala od Polek. Handel ciałem traktowały jako interes, zbierały na posag. Prostytutki bardzo często popadały w alkoholizm, chorowały wenerycznie i marnie się odżywiały, co znacząco odbijało się na ich zdrowiu. 

Szara strefa

W połowie lat 20. XX w. w ewidencji prowadzonej przez policję znajdowało się 3 479 prostytutek. Była to liczba znacznie zaniżona, obejmowała jedynie kobiety zarejestrowane, a pomijała znacznie liczniejszą szarą strefę. Cór Koryntu mogło być nawet 25 tys.! Najwięcej na Powiślu, Starym Mieście, Woli i Muranowie. Sporo pracowało też w Śródmieściu: na Marszałkowskiej, Chmielnej, Brackiej albo Widok. Na Żoliborzu i Mokotowie praktycznie ich nie było. W stolicy działało blisko 400 domów schadzek zwanych też lupanarami. Za burdelowe zagłębie uchodziło Śródmieście. Na jeden przybytek rozkoszy przypadało ok. 2,5 tys. mieszkańców milionowej Warszawy. 

Zobacz: SUPER HISTORIA: Jak ujarzmiano Tatry

Ciocie i tatusiowie

W domach schadzek rządziły ciocie, czyli burdelmamy, a „opiekowali” się nimi tatusiowe, czyli sutenerzy. Jedną z najbardziej znanych „cioć” była Jadwiga Bitnerowa prowadząca przybytek przy ul. Widok 11. Słynne były też „ciocia” Grzybowska z Kruczej, panie Hendlowa, Żbikowska i Wiśniewska oraz Ryfka de Kij – właścicielka domu schadzek przy rogu ulic Pięknej i Koszykowej. Jej postać sportretował Szczepan Twardoch w powieści „Król”. Tatusiowie odpowiadali za utrzymywanie lokali, odbierali należności i byli faktycznymi właścicielami domów publicznych. Bezwzględnie wyzyskiwali uzależnione od nich kobiety, z czego czerpali ogromne zyski. Dziewczyny musiały większość tego, co dostały od klientów, oddawać właścicielom lokalu, płacić za pranie odzieży i korzystanie z miejsca do pracy. 

Ile zarabiały córy Koryntu?

Zarobki pań do towarzystwa były zależne od miejsca w hierarchii. Najtańsze brały zaledwie 50 gr, droższe – 1,50 zł. Szacuje się, że średnio warszawska prostytutka zarabiała ok. 15 zł tygodniowo. Nie było to mało, w 1939 r. średnia tygodniówka służącej wynosiła 7,60 zł, a płaca robotnicy – 12,40 zł. Dla porównania – pracownik umysłowy pracował za pensję przeciętnie 42 zł tygodniowo. Na zarobki nie mogły narzekać luksusowe „dziewczyny z Adrii” czy innych modnych restauracji – tygodniowo potrafiły wyciągnąć bowiem nawet 70 zł. Trzeba pamiętać, że w tamtym czasie posiłek poza domem mógł kosztować kilka groszy w budach na bazarze na pl. Kercelego, ale już w hotelu Victoria za obiad trzeba było zapłacić ponad 3 zł. 

Pogrom alfonsów

Na początku XX w. w Warszawie większość domów publicznych prowadzona była przez Żydów. Ich działalność i wywożenie dziewcząt do domów publicznych w Argentynie nie podobała się żydowskiej społeczności. Stało się to przyczyną pogromu alfonsów i prostytutek w dniach 24–26 maja 1905 roku. Robotnicy, z partii socjalistycznej Bund, uzbrojeni w pałki, noże i kije, napadali na burdele w różnych punktach miasta. Demolowali, bili i zabijali sutenerów, alfonsów, nie oszczędzali też dziewcząt. Uciekali zanim pojawiła się policja. Efektem trzydniowych zamieszek było zniszczono aż 150 domów publicznych, przetrwało jedynie 30 lupanarów, które znajdowały się pod ochroną policji.

Siedlce sto lat temu: ulica Pułaskiego w 2021 roku i w XX-leciu międzywojennym

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki