Po doniesieniu, jakoby Krajewski miał "doprowadzić pokrzywdzoną do innej czynności seksualnej, przez nadużycie stosunku zależności", śledztwo wszczęła Prokuratura Okręgowa w Płocku. W jego trakcie przesłuchano 26 osób, w tym 18 funkcjonariuszek stołecznej policji. Według oskarżającej komenda naczelniczki niektóre z nich miały również być ofiarami mężczyzny, jednak żadna z nich tego nie potwierdziła. To sprawiło, że całe postępowanie opierała się na "słowie przeciwko słowu". Jedynie pięć osób stwierdziło, że słyszały od naczelniczki o kwietniowym zajściu, które było podstawą zawiadomienia. Prowadzący sprawę śledczy uznali, że to za mało, by uznać, że do molestowania doszło.
Przypomnijmy: naczelniczka złożyła zawiadomienie w sprawie wiceszefa policji niedługo po tym, gdy ówczesny szef MSWiA Mariusz Błaszczak ujawnił, że ten oficer jest kandydatem na nowego komendanta stołecznego. Rzucone oskarżenie sprawiło, że jego kandydatura upadła.
9 dni temu Krajewski zdecydował się odejść z policji.