Simon M. przed sądem

2008-07-19 4:00

Z bezczelnym uśmiechem Simon M. (35 l.) wchodził wczoraj do warszawskiego sądu. Wreszcie ruszył proces tego bezlitosnego przestępcy, który zaraził co najmniej 11 kobiet najgroźniejszą odmianą wirusa HIV.

Czarnoskóry degenerat trafił na salę rozpraw wprost z aresztu, gdzie przebywa od stycznia 2007 roku. Otoczony przez funkcjonariuszy Simon M., jakby był dumny ze swych nikczemnych wyczynów, pokazywał dziennikarzom palcami znak V - symbol zwycięstwa. Gdy opuszczał salę rozpraw w połowie procesu, mówił tylko: - To sprawa polityczna. Jestem niewinny. Nie wiedziałem, że jestem chory.

- Tak, to jest sprawa polityczna, ale nie w takim znaczeniu, jak myśli oskarżony - twierdzi były poseł i mecenas Roman Giertych (38 l.), który w procesie reprezentuje zarażone dziewczyny. Giertych zapowiedział, że dowiedzie, iż Simon M. miał złe intencje, uwodząc kolejne kobiety. A to oznaczałoby, że Kameruńczyk odpowiadałby za usiłowanie zabójstwa. Wtedy groziłoby mu nawet dożywocie.

Proces, na prośbę ofiar Kameruńczyka, toczy się przy drzwiach zamkniętych.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki