Mieszkańcy Mokotowa nie przypuszczają nawet, że zdobycie odpisu aktu w USC jest karkołomnym przedsięwzięciem.
Urząd Stanu Cywilnego na Mokotowie mieścił się kiedyś przy Rakowieckiej. Został jednak przeniesiony na ul. Falęcką. Te dwa miejsca dzieli 1020 kroków. Petenci z przyzwyczajenia przychodzą najpierw na Rakowiecką. Tam wita ich kartka, że USC mieści się na Falęckiej. Ale niemiłych niespodzianek jest więcej.
Zrobienie kilku kroków to dla schorowanej Wandy Glinickiej (84 l.) wielki wysiłek. Gdy udało jej się dotrzeć do nowej siedziby USC myślała, że to koniec jej męki. Okazało się jednak, że najgorsze dopiero przed nią. Aby zdobyć potrzebny jej dokument, musiała uiścić opłatę skarbową. Sęk w tym, że przy Falęckiej pieniędzy nie przyjmują. Najbliższym miejscem, gdzie mogła zapłacić, był oddalony o kilometr Urząd Dzielnicy Mokotów.
- Musiałam wziąć taksówkę, bo sama bym nie dała rady przejść - mówi pani Wanda.
Dwukrotna jazda z jednego urzędu do drugiego kosztowała ją 27 zł. Więcej niż sam dokument (22 zł).
- Inkasenta do oddziału na Falęckiej szukamy już od dawna. Zgodnie z prawem nie może nim być żaden z naszych pracowników - wyjaśnia zastępca kierownika stołecznego USC Danuta Sorbian.
Kandydaturę inkasenta musi zatwierdzić Rada Warszawy. Niska prowizja od wpłat sprawia, że chętnych do pracy nie było. Jednak jeden się znalazł. Teraz to od rajców zależy, czy koszmar przy Falęckiej wreszcie się skończy.