"Sonda" program popularnonaukowy

2010-05-17 4:00

Blondyna, który wierzył w nieograniczony postęp ludzkości, i krytycznie nastawionego bruneta słuchało się z otwartymi ustami. Choć rozprawiali o rzeczach przez przeciętnego widza TVP uważanych za nudne, trudne i nie do rozgryzienia: o półprzewodnikach, ciekłych kryształach, spektroskopii, termosprężystej przemianie martenzytycznej itp.

To był program, po którym znacznie wzrosła liczba chętnych na uczelnie techniczne. Po jego obejrzeniu można było nabrać przeświadczenia, że świat stoi w przeddzień rewolucji technologicznej, która otworzy młodym naukowcom perspektywy nieograniczone niczym kosmiczna dal.

W "Sondzie" można było zobaczyć cuda holografii, w owym czasie absolutną nowość. W całej Polsce tuż przed "Dobranocką" rodzice z dziećmi patrzyli, jak dzięki holografii można obejrzeć przedmiot z każdej strony, nie ruszając się z miejsca. Od momentu emisji pierwszej "Sondy", to jest od 8 września 1977 roku, pod dachy polskich szeregowców, czynszowych kamienic, willi i bloków z wielkiej płyty zbłądziła magia. Widać było gołym okiem, że panowie z okienka nie stosują tricków, a jednak drut w ich rękach po podgrzaniu wraca do pierwotnego, dziwnego kształtu, w jaki wcześniej został wygięty. Miliony Polaków w jednej chwili dowiadywały się, że istnieje coś takiego jak stopy z pamięcią kształtu. To napawało ogromną otuchą. Skoro możliwe były takie cuda, to dlaczego nie miałyby być możliwe inne?

"Sondę" Telewizja Polska nadawała przez 12 lat. Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek, mając do pomocy kilka zaledwie osób, z tygodnia na tydzień dokonywali niemożliwego. Robili program o nowych, w zasadzie strzeżonych technologiach, zdobywając do niego materiały filmowe za darmo - dzięki uprzejmości ambasad i ośrodków kultury. Amerykańska Agencja Kosmiczna NASA bez mrugnięcia okiem udostępniła zdjęcie swojej bezzałogowej wenusjańskiej sondy "Mariner 5". Czołówka programu została zmajstrowana głównie w oparciu o prostą animację lotu urządzenia, które zbadało gęstą atmosferę Wenus. Niezapomniany motyw muzyczny "Sondy" był doskonałym, bardzo dramatycznym zlepkiem kilku kompozycji. Między innymi autorstwa jazzmana Quincy Jonesa i wielkiego eksperymentatora w dziedzinie współczesnej muzyki poważnej, niemieckiego kompozytora Karlheinza Stockhausena.

Dzięki nieujarzmionej detektywistycznej żyłce autorów, śledzących nowinki techniczne od etapu laboratoryjnego po wdrażanie, powstało ponad pół tysiąca odcinków programu. Najstarsze z nich zostały utracone bezpowrotnie z powodu wykorzystania nie dość trwałych nośników obrazu i dźwięku. Były to czasy "przedkompaktowe". Wprawdzie płyta kompaktowa ujrzała światło dzienne w 1982 roku, o czym Kurek i Kamiński nie omieszkali poinformować rodaków, ale nie była jeszcze w powszechnym użyciu.

Na cotygodniową "Sondę" czekało się z myślą: "co też ci dwaj dzisiaj pokażą?". Ci dwaj zamierzali w którymś z kolejnych odcinków zająć się "techniką masowych wierceń otworów". Jechali do Raciborskiej Fabryki Kotłów. Nie dojechali. Samochód, w którym byli pasażerami, zderzył się z ciężarowym starem. Zgasła podwójna gwiazda telewizji. Redaktor Kurek, z wykształcenia fizyk, i redaktor Kamiński, absolwent handlu zagranicznego, umieli uczyć nas tego, co zwykle nie wchodzi do głowy.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki