Sprawa Ewy Tylman. Ujawniono SZCZEGÓŁY feralnej nocy. To przeraża

2019-04-09 15:00

Koniec procesu o zabójstwo Ewy Tylman. Ojciec Ewy Tylman chce, żeby oskarżony o zabójstwo jego córki usłyszał wyrok dożywocia. Prokurator żąda 15 lat dla Adama Z. On sam uważa, że jest niewinny. Wyrok za tydzień.

Dobiegł końca długi i żmudny proces w sprawie zabójstwa Ewy Tylman. Kobieta zaginęła po firmowej imprezie w centrum Poznania w nocy z 22 na 23 listopada 2015 roku. Wyszła z klubu Mikstura po godzinie drugiej w nocy w towarzystwie swojego kolegi Adama Z. Dlaczego nie zadzwoniła po taksówkę skoro tak miała w zwyczaju? To wciąż pozostaje tajemnicą. Faktem jest, że tego feralnego wieczoru razem ze swoim znajomym ruszyła w stronę Mostu Rocha. Chciała dostać się do swojego domu, ale nigdy tam nie dotarła. Zdaniem prokuratury za śmiercią kobiety stoi Adam Z. Mężczyzna – jak utrzymują śledczy - pokłócił się z Ewą Tylman w okolicach Mostu Rocha. Wcześniej obściskiwali się, chowali do bramy, razem upadali i razem wstawali. Gdy byli już w okolicy Warty, nagle kobieta zaczęła uciekać przed kolegą i znalazła się przy skarpie. Tam miał ją dogonić Adam Z. i być może – co nie do końca ustalili śledczy - próbując schwycić, zepchnął ją w dół. – Ewa Tylman spadła i straciła przytomność – mówiła w czasie mów końcowych Magdalena Jarecka, prokurator, która pisała akt oskarżenia. Śledczy są przekonani, że Adam Z. zszedł wtedy do nieprzytomnej koleżanki po łagodniejszej części skarpy, chwycił ją za ręce i nieprzytomną pociągnął w stronę rzeki. Nad brzegiem Warty zrobił coś strasznego. Nieprzytomną i pijaną koleżankę wepchnął do wody. – Najpierw górną część ciała, potem dolną – mówiła Jarecka. Ciało popłynęło z nurtem, a Adam Z. szybko zaczął się oddalać po to, by na jednym z przystanków wyrzucić dowód Ewy Tylman.

Ewy Tylman szukał dosłownie cały Poznań. Mnożyły się hipotezy i podejrzenia. Śledczy brali nawet pod uwagę porwanie dla okupu. Do poszukiwań włączali się mieszkańcy i prywatni detektywi. I chociaż zwłoki Ewy Tylman odnaleziono dopiero pół roku później, w końcu najgłośniejsza sprawa kryminalna ostatnich lat zaczęła się wyjaśniać.

Prokuratura postawiła zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym Adamowi Z., który jako ostatni widział swoją koleżankę. W trakcie eksperymentu procesowego mężczyzna opowiedział śledczym, że Ewa Tylman uciekała przed nim i sama wpadła do rzeki. Innym policjantom przyznał, że to on wrzucił nieprzytomną koleżankę do wody, ale później ze wszystkiego się wycofał. – W chwili wpadnięcia Ewy Tylman do wody, miała zachowane podstawowe czynności życiowe – wyjaśniała pani prokurator. Dlaczego Adam Z. w nocy po imprezie nie wezwał pomocy, nie zadzwonił po karetkę, nie próbował ratować topiącej się koleżanki, tylko zadzwonił do swojej siostry i partnera z informacją, że zgubił się w mieście i nie wie, gdzie jest? - Na tej sali jest jeden człowiek, który wie, co zdarzyło się tamtej nocy, ale bardzo chce tego nie pamiętać i bardzo nie chce o tym mówić - mówił Wojciech Wiza, pełnomocnik rodziny Ewy Tylman. - Ta tarcza niepamięci to tylko brudna i cyniczna gra – mówił Mariusz Paplaczyk, drugi pełnomocnik rodziny Ewy Tylman.

Adam Z. od dwóch lat jest na wolności, a sędzia prowadząca sprawę poinformowała o możliwości zmiany prawnej kwalifikacji czynu. Ale zdaniem obrońcy Adama Z. jego klient ani nie zabił Ewy Tylman, ani nie powinien odpowiadać za nieudzielenie jej pomocy. - Gdzie są dowody potwierdzające winę oskarżonego? Wyroku nie można wydać na podstawie spekulacji – mówił na Sali sądowej mec. Ireneusz Adamczak. Żadnych wątpliwości nie ma Andrzej Tylman, ojciec Ewy. – To on jest winien śmierci mojego dziecka – mówił wskazując na Adama Z. Jego zdaniem mężczyzna powinien trafić za kratki do końca swoich dni. Wyrok 17 kwietnia.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki