Stanisław Mikulski PRZEGRAŁ WALKĘ z rakiem. Umarł we śnie w otoczeniu najbliższych

2014-11-28 3:00

Trudno w to uwierzyć, ale nie ma go już wśród nas. Stanisław Mikulski (†85 l.), nieodżałowany agent J-23, Hans Kloss już nie nadaje. Zmarł wczoraj nad ranem w jednym z warszawskich szpitali. Umarł we śnie w otoczeniu najbliższych. W życiu prywatnym przyszło mu walczyć z nowotworem, a stawką było życie. Niestety, przegrał...

Mikulski był okazem zdrowia. Aktywny, uśmiechnięty, czarujący, szarmancki. Rok temu zaczął się jednak uskarżać na bóle kręgosłupa. - Kto w moim wieku nie choruje na kręgosłup? Czuję, boli mnie tu i ówdzie, ale mam swoje lata. Nic dziwnego, ma prawo. Mój kolega cudowny Władysław Hańcza mówił, że jak mężczyzna kończy 50 lat i się rano budzi, a nic go nie boli, to znaczy, że umarł - mówił "Super Expressowi". - Zawsze byłem bardzo czynny, ja cztery chałupy budowałem i prawie sam budowałem. Teraz odpoczywam parę ładnych lat na emeryturze. Na tamten świat się jeszcze nie wybieram, mój rocznik jeszcze nie umiera - dodał z uśmiechem.

Jednak stan zdrowia Mikulskiego zaczął się pogarszać. Od kilku miesięcy borykał się z chorobą nowotworową. Przed tygodniem bardzo źle się poczuł i trafił do szpitala. Wszyscy bliscy mu ludzie podkreślają, że aktor nigdy nikomu nie opowiadał o swojej chorobie. Był dzielnym człowiekiem, nie chciał się na nic uskarżać.

Zobacz też: Stanisław Mikulski nie żyje. Tak zapamiętamy aktora! DUŻO ZDJĘĆ

Umarł we śnie

- Liczyliśmy, że może się poprawi, że są jakieś szanse. Ale niestety, powoli od poniedziałku gasł. Zmarł o godz. 5.15. Przy Stanisławie była cała rodzina. Pożegnali się z nim wcześniej. Opuszczał nas bardzo spokojnie, umarł we śnie. Odszedł naprawdę bardzo godnie - z trudem powstrzymuje łzy Krzysztof Genczlewski, bliski przyjaciel Mikulskiego, współautor jego biografii "Niechętnie o sobie".

Wszyscy go kochali

- Wszyscy utożsamiali go z rolą Hansa Klossa, ale on tego unikał. Zawsze podkreślał, że jest aktorem teatralnym. Grał w czterech teatrach. Staszek tę postać lubił, ale został za bardzo zaszufladkowany. Grał tego oficera i dla wielu tak już pozostało. Nawet jak grał w Teatrze Narodowym, Polskim czy Ludowym to zawsze, nawet przy roli Makbeta, kiedy występował w kostiumie, wszyscy zaraz po głosie go rozpoznawali i mówili, że to jest Kloss - opowiada nam Genczlewski i dodaje: - Był to przykład człowieka rzetelnego, uczciwego, serdecznego. W ogóle nie miał w sobie jakiejkolwiek zawiści! Przejechaliśmy razem mnóstwo kilometrów i spotkaliśmy się z wieloma różnymi ludźmi. Nikt nigdy nie dał odczuć Staszkowi, że go nie lubi. Nikt nigdy nie powiedział złego słowa o nim ani o jego twórczości.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki