Strażak ze Smoleńska: Ciała bez głów, dzwoniące telefony - krajobraz po katastrofie

2010-10-05 12:15

Rosyjska gazeta opublikowała przerażającą relację jednego z oficerów straży pożarnej, który przybył na miejsce katastrofy z 10 kwietnia chwilę po zderzeniu z ziemią prezydenckiego Tu-154M. Fragmenty ciał dookoła, często bez głów i kończyn, a pośród ciszy głośne dzwonki telefonów komórkowych - oto krajobraz po smoleńskiej katastrofie. Żadnych krzyków... Było pewne, że wypadku nie przeżył nikt.

Relację zamieściła gazeta "Moskowskij Komsomolec", jej autorem jest kpt. Aleksander Murawszczikow, dowódca zastępu smoleńskiej straży pożarnej. To jeden z pierwszych strażaków, który pojawił się na miejscu tragedii. Został uwieczniony na krążącym po internecie amatorskim filmiku, pokazującym działania służb w pierwszych chwilach po katastrofie.

Przeczytaj koniecznie: Nowy film z miejsca katastrofy prezydenckiego Tu-154M pod Smoleńskiem (VIDEO!)

Murawszczikow opowiada, że gdy 7 i 10 kwietnia Rosjanie szykowali się na przyjęcie samolotów z najważniejszymi polskimi politykami na pokładzie, na lotnisku pod Smoleńskiem zastosowano szczególne procedury bezpieczeństwa. 10 kwietnia także jego oddział strażaków został postawiony w stan najwyższej gotowości, by zabezpieczać przylot tupolewa z prezydentem Lechem Kaczyńskim i małżonką na pokładzie.

Kapitan wspomina, że gdy strażacy oczekiwali na lądowanie polskiego tupolewa, nagle usłyszeli tępy huk. Nie było słychać żadnej eksplozji. Z początku nie było jasne, gdzie dokładnie spadł samolot, dopiero później okazało się, że do pasa startowego pilotom zabrakło zaledwie 200-300 metrów.

Jego opis krajobrazu po katastrofie jest przerażający. Gdy dotarł bezpośrednio na miejsce, w którym rozbił się Tu-154M, zastał leżące wszędzie ciała ofiar. Jak wspomina, wiele z nich nie miało głów, twarze były zakrwawione, zmiażdżone lub poszarpane. Zapamiętał, że tylko jedno ciało - młodej dziewczyny - było w całości. Nad całkowicie rozbitą maszyną unosił się dym, ponadto strażacy brodzili w paliwie lotniczym. Widać było, jak wielka była siła uderzenia samolotu o ziemię.

Od razu było jasne, że nie ma kogo ratować, bo wszyscy pasażerowie zginęli. Atmosferę horroru potęgowały dzwonki telefonów, które rozdzwoniły się natychmiast po tym, jak w polskich mediach pojawiły się pierwsze doniesienia o "problemach z lądowaniem" tupolewa, a potem o wielkiej katastrofie.

Cały 10 kwietnia upłynął ratownikom na zbieraniu z okolicy rozszarpanych ciał. Każdy znaleziony fragment ciała czy odzieży musiał zostać ułożony na folii i dokładnie opisany. Podobnie z rzeczami osobistymi ofiar. Murawszczikow twierdzi, że ciało Lecha Kaczyńskiego było w dobrym stanie, dzięki temu zostało zidentyfikowane jako jedno z pierwszych. Dłużej trwały poszukiwania jego małżonki Marii, której ciało zostało rozpoznane po obrączce. Później, po podniesieniu największych fragmentów samolotu, odnaleziono pod nimi jeszcze kilka ciał.

Patrz też: Tak rodziny identyfikowały ciała ofiar katastrofy Tu-154M: Rosjanie pytali o szczegóły, pokazywali zdjęcia, niektórzy widzieli zwłoki

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki