Śląskie: Alanek urodził się w strażackim wozie!

2011-08-02 15:14

Pech i szczęście wyjątkowo przeplatają się w króciutkim życiu tego maluszka. I to od samego dnia porodu... Mamie Alanka nie udało się dotrzeć do szpitala. Auto, którym jechała, zepsuło się w połowie drogi. Przerażony ojciec wypadł na ulicę. Zatrzymał wóz strażacki z pobliskiej kopalni. Strażak i górnik, który nim jechali, zgodzili się przetransportować rodzącą. Nie wiedzieli jeszcze, że przyjdzie im odebrać poród...

Alanek urodził się w strażackim wozie dwa miesiące temu. Niestety, okazało się, że chłopiec nie może opuścić szpitala. Ma bowiem wadę serduszka. Dopiero teraz, kiedy pomyślnie przeszedł operację, mama - Katarzyna Niedbałka (33 l.) - przywiozła go do domu. Szczęśliwa kobieta wspomina razem z ojcem chłopczyka, Gilbertem Kotynią (35 l.), niezwykłe narodziny dziecka. - Kiedy auto, którym jechaliśmy do szpitala, nagle odmówiło posłuszeństwa, byłam przerażona - opowiada kobieta. - Dochodziła północ. Droga była prawie pusta.

Ojciec w panice wyskoczył na ulicę. Widząc nadjeżdżające auto rozpaczliwie machał rękami. Jak się okazało, trafił na samochód straży pożarnej z kopalni "Wesoła" w Mysłowicach (woj. śląskie). Za kółkiem wozu siedział strażak Ireneusz Czak (45 l.), a towarzyszył mu sztygar Piotr Stefaniak (28 l.). To oni właśnie odebrali poród.

- Siedzieliśmy z tyłu. Ja świeciłem swoją górniczą lampką i uspokajałem kobietę. Ojciec czekał, aż dziecko się pojawi. Kazaliśmy jej przeć. Tyle wiedzieliśmy - uśmiecha się sztygar.

Po chwili dziecko było już na rękach zestresowanego, ale szczęśliwego ojca. - To był najbardziej szczęśliwy moment w moim życiu - mówi Gilbert Kotynia. Chłopiec czuje się dobrze. Rodzice liczą, że w życiu będzie miał więcej szczęścia niż pecha.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki