Damno to malutka wieś niedaleko Słupska. Ludzie mieszkają tu w przyjaźni i zgodzie. Wyjątkiem jest pani Jadwiga i jej sąsiadka Bogusława G. (43 l.).
Przeczytaj koniecznie: Warszawa: Sąsiad uwięził mnie, bo nie przyniosłam mu papierosów
Kobiety mieszkają w jednym domu. A wojna między nimi trwa już ponad dwa lata.- Pewnego dnia przyszłam do domu i okazało się, że nie można wejść na klatkę schodową, bo część posesji mojej sąsiadki jest ogrodzona. Prosiłam, żeby mnie wpuściła, ale odmówiła - opowiada pani Jadwiga. - Zadzwoniłam na policję.
Tam poradzono mi, żebym weszła do domu po drabinie. I tak wchodzę i wychodzę już od dwóch lat - żali się nam kobieta.
Jak przychodzą do niej goście, to też wdrapują się na górę po drabinie. Nawet ksiądz po kolędzie wspinał się po szczeblach do okna pani Jadwigi. Jak potrzebny jest opał albo trzeba zrobić zakupy, pani Jadwiga dźwiga je na plecach, wchodząc jak-żeby inaczej - po drabinie.
Patrz też: Warszawa: Sąsiadka nie daje nam żyć
- Nie mam pieniędzy ani pozwolenia na wybudowanie schodów. Nikt mi nie chce pomóc. Sprawa trafiła do sądu, a ten orzekł, że klatka schodowa należy do mojej sąsiadki. A o tym, że muszę wchodzić do domu po drabinie, to nikt nawet nie pomyślał. Jestem tym załamana - rozpacza kobieta. Z kolei Bogusława G. unika rozmów na ten temat. Sąsiadom powiedziała tylko, że chce mieć u siebie spokój. Prawo jest po jej stronie, ale gdzie podziała się sąsiedzka życzliwość i chęć niesienia pomocy lokatorom zza ściany?