Wróciliście do Waszych bliskich, ale Wasi bliscy dzisiaj płaczą - powiedział łamiącym się głosem premier Donald Tusk (53 l.), witając na warszawskim lotnisku Okęcie tragicznie zmarłych, powracających z Rosji. Dla wielu rodzin ofiar katastrofy rządowego TU-154 były to najcięż-sze chwile w życiu.
Tuż przed godz. 14 polskiego czasu z moskiewskiego lotniska wystartował wypożyczony Polsce przez siły NATO transportowy samolot Boeing C-17 Globemaster. Na jego pokładzie znajdowało się 30 drewnianych trumien z rozpoznanymi już ciałami ofiar smoleńskiej katastrofy. Na Okęciu bliskich oczekiwały zrozpaczone rodziny oraz najważniejsze osoby w państwie: pełniący obowiązki prezydenta marszałek Bronisław Komorowski (58 l.), premier Donald Tusk (53 l.) oraz wicepremier Waldemar Pawlak (51 l.).
W absolutnej, bolesnej ciszy maszyna wylądowała na Okęciu. A potem już przy dźwiękach marsza żałobnego kompania reprezentacyjna zaczęła wynosić trumny. Jako pierwsze wyniesiono zwłoki prezes Naczelnej Rady Adwokackiej Joanny Agackiej-Indeckiej (41 l.) i zaraz następne, zgodnie z kolejnością alfabetyczną. Wszystkie trumny układano na płycie lotniska, na pospiesznie zbitych z desek katafalkach, gdzie pogrążone w rozpaczy rodziny oddawały Im hołd.
Matki mdlały, dzieci zanosiły się szlochem, ojcowie nie wstydzili się spływających po policzkach łez. Potem, walcząc z odbierającym głos wzruszeniem, przemówił premier.
- Dzisiaj płacze cała Ojczyzna. Wróciliście okryci żalem, okryci narodową żałobą, wróciliście okryci chwałą. Państwo polskie i my wszyscy mamy powinność wobec zmarłych i Ich bliskich, by oddać Im hołd w ciszy i z szacunkiem. Cześć Waszej pamięci! - żegnał zmarłych szef rządu.
Następnie trumny przejechały w kondukcie ulicami stolicy. Większość z nich do soboty znajdować się będzie na Torwarze. Podłoga hali sportowej została wyłożona czerwono-czarną wykładziną, na niej stanęły katafalki.
Jeśli rodziny sobie tego zażyczą, księża odprawią nabożeństwo za zmarłego przy polowym ołtarzu ustawionym w hali. Na prośbę rodzin na Torwar wejść mogą tylko najbliżsi ofiar. Jeśli będzie trzeba, zajmą się nimi psychologowie i księża. Będą też urzędnicy, którzy pomogą dopełnić niezbędnych formalności.