Było późne popołudnie, kiedy Stefania D. i jej mąż Antoni usłyszeli, że z obory dochodzą dziwne odgłosy przeraźliwego sapania. Psy ujadały bezlitośnie, jakby czuły zbliżającą się katastrofę. Pani Stefania ruszyła do obory. Jej oczom ukazał się straszny widok. W 800-kilogramowego byka, który wkrótce miał iść do rzeźni, jakby szatan wstąpił. Zwierz biegał i rozwalał wszystko, co stanęło na jego drodze.
- Stefania bała się o naszą dojarkę za 900 złotych, bo byk zaczął się do niej dobierać - opowiada wciąż wstrząśnięty pan Antoni. Kobieta pobiegła po męża. A wtedy byk wybiegł z obory i jak oparzony biegał po podwórku.
Pan Antoni myślał, że poradzą sobie z nim. - Był u nas od małego, znałem go. Taki był łagodny, że ręce mi lizał - opowiada staruszek.
Ale byk jakby przeczuwał, że ma trafić do rzeźni. Nagle rzucił się na gospodarzy, którzy próbowali zagonić go do obory.
- Ruszył na Stefanię i dosłownie nadział ją na rogi. Rozerwał jej rękę i cały bok. A ja nic nie mogłem zrobić - mówi drżącym głosem mężczyzna.
Po chwili buhaj ruszył na pana Antoniego, który na szczęście to krwawe spotkanie przeżył. Ma jedynie pogruchotaną nogę.
Z bykiem poradziło sobie dopiero kilku mężczyzn. Na miejsce przyjechał weterynarz i pogotowie. Niestety, pani Stefanii nie udało się uratować. Zmarła w szpitalu.