WARSZAWA: Wychylił pół litra na hejnał

2012-10-20 3:00

Mój ukochany samochód jest skasowany - bełkotał Marek W. (43 l.). Mężczyzna spowodował kraksę na skrzyżowaniu ul. Ostrobramskiej z Zamieniecką. Jego auto wpadło na latarnię, a on jak gdyby nigdy nic wysiadł z rozbitego wozu i... wychylił pół litra wódki na hejnał.

Wszystko wydarzyło się parę minut po godz. 10. Marek W. jechał swoją skodą ul. Fieldorfa i chciał skręcić w lewo w ul. Ostrobramską. Zapomniał jednak ustąpić pierwszeństwa jadącemu z przeciwka dostawczemu mercedesowi. Dostawczak uderzył w bok osobówki i siłą rozpędu wepchnął ją na stojącą przy przejściu dla pieszych latarnię i znak.

To, co wydarzyło się chwilę później, wprawiło w osłupienie wszystkich. Marek W. wyszedł z rozbitego wozu, otworzył tylne drzwi auta i... wyciągnął butelkę cytrynówki. Potem wypił ją duszkiem. Widać jednak, że było mu mało, bo otworzył jeszcze puszkę zimnego piwa. - Jechałem i po prostu o! - bełkotał, chwiejąc się na nogach. - Musiałem się napić... mój kochany samochód skasowany... - tłumaczył pomiędzy kolejnymi łykami piwa. Kiedy na miejsce przyjechali policjanci z drogówki i poprosili go o dokumenty, on nadal popijał sobie piwko. Nie zgodził się na badanie alkomatem. Mundurowi zawieźli go więc na badanie krwi, a potem do izby wytrzeźwień. - Upił się, żeby nie dało się udowodnić, że był wcześniej pijany. To bezczelna sztuczka, ale nam dobrze znana - wyjaśnia anonimowo jeden z funkcjonariuszy ze stołecznego WRD. Jak bardzo pijany był Marek W., będzie jednak wiadomo, kiedy policjanci dostaną wyniki badania krwi z laboratorium.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki