Mężczyzna po tym, co zrobił własnym dzieciom, podciął sobie żyły i powiesił na schodach. Potworną prawdę odkrył brat Adama K., gdy we wtorek odwiedził dom, do którego małżeństwo K. wprowadziło się zaledwie 5 lat temu. Gdy zobaczył brata, zadzwonił po policję.
Mundurowych zaintrygowały ślady krwi znalezione w pokoju na pierwszym piętrze. Sączyły się z kołdry leżącej na łóżku. Skrywała ona makabryczną prawdę - dzieci nie żyły, ich główki były zmasakrowane siekierą.
- Widok był tak wstrząsający, że policjant, który pierwszy zajrzał pod kołdrę, zasłabł i trafił pod opiekę psychologa - mówi mł. insp. Janusz Wójtowicz z KWP w Lublinie. Do szpitala trafiła też Małgorzata K. (29 l.), matka zabitych dzieci.
Co było powodem tej makabry? Nieoficjalnie wiadomo, że od pewnego czasu w małżeństwie nie działo się najlepiej. Adam K. podejrzewał, że gdy on pracował w Niemczech, żona spotykała się z innym. Bał się, że najmłodsza, 8-miesięczna córka nie jest jego.
- Załamał się całkowicie. Już raz próbował ze sobą skończyć - sąsiedzi przypominają zdarzenie sprzed miesiąca, gdy Adama K. ponad dobę szukali policjanci. Znaleźli go w lesie, miał bruzdę na szyi po próbie samobójczej.
Tydzień temu Małgorzata K. wyprowadziła się z najmłodszą córką do Zamościa. - A on ją wciąż kochał, błagał, żeby wróciła - opowiada jeden z sąsiadów. - Wydawało się, że mają szansę. Na komunii swej córki byli razem, a on wciąż się do niej uśmiechał. Czy już wtedy wiedział, jak to się skończy?