Jacek Pieśniewski, mąż pielęgniarki z Domu Opieki na ul. Bobrowieckiej

i

Autor: Jacek Pieśniewski Jacek Pieśniewski, mąż pielęgniarki z Domu Opieki na ul. Bobrowieckiej

Żona była skonana. Mówi mąż jedynej pielęgniarki w ośrodku na Bobrowieckiej

2020-05-13 16:08

Przez pięć dni, sama zajmowała się pacjentami w Domu Opieki przy ul. Bobrowieckiej na warszawskim Mokotowie. Jacek Pieśniewski, mąż pielęgniarki, jest z niej dumny. I choć kobieta nie usłyszała od ministerstwa zdrowia ani od wojewody słowa "dziękuję" są tacy, którzy twierdzą, że powinna dostać order!

Na początku kwietnia niepubliczny Dom Opieki przy ul. Bobrowieckiej w Warszawie znalazł się w trudnej sytuacji. Nie było tam nikogo, kto mógłby zaopiekować się pięćdziesięcioma pensjonariuszami, wśród których były osoby zarażone koronawirusem. Pracownicy medyczni łącznie z dyrektorem, opuścili placówkę. Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł złożył zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie, skierował do placówki dwie opiekunki i lekarza. Na miejscu stawiła się jedna pielęgniarka.

Kobieta przez pięć dni opiekowała się starszymi ludźmi. W rozmowie z Moniką Tumińską jej mąż, Jacek Pieśniewski zdradza, że kobieta pracowała po kilkanaście godzin na dobę. - Żona każdego dnia była skonana. Piątego dnia jej organizm odmówił posłuszeństwa. Zemdlała - mówi nam. 

W programie "Prosto z zakaźnego" mężczyzna opowiedział jak wyglądała praca jego żony, jak poradziła sobie psychicznie z sytuacją w jakiej się znalazła, czy miała robione testy na koronawirusa i czy usłyszała od ministerstwa zdrowia albo od wojewody słowo "dziękuję"?

Cały wywiad poniżej

Jacek Pieśniewski, mąż jedynej pielęgniarki uwięzionej w domu opieki na Mokotowie, opowiada o dramacie jaki przeżyła

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki