Łukasz Warzecha

i

Autor: Super Express

Bezkarni drogowi bandyci

2018-10-05 5:00

Drogowi bandyci (używam tego określenia w potocznym znaczeniu słowa, tu – w moim przekonaniu – w pełni uzasadnionym), którzy za sprawą swojej szaleńczej jazdy przyczynili się do śmierci przypadkowego Słowaka, zrobili nam wszystkim wielką krzywdę. Idę bowiem o zakład, że ta tragedia zostanie wykorzystana, aby nałożyć na kierowców kolejne ograniczenia, zorganizować kolejne kontrole prędkości czy podnieść wysokość mandatów. A przecież rzecz wydarzyła się na Słowacji, gdzie kary są wyraźnie wyższe niż w Polsce. To zadaje kłam twierdzeniom, że jeśli podwyższy się mandaty, drogowy bandytyzm zniknie.


Drogowi bandyci jechali jak szaleńcy na słowackiej prowincji być może w przekonaniu, że nikt ich tam nie schwyta. To przekonanie mogli jednak wynieść z polskiej codzienności. Skoro tak jechali u naszych sąsiadów z południa, można założyć, że bardzo podobnie zachowywali się za kierownicą na co dzień. A jeśli tak, to dawno już powinni mieć cofnięte uprawnienia. Dlaczego tak się nie stało?

Moja diagnoza sytuacji jest od lat taka sama: winna jest nie wysokość mandatów (swoje, gdy idzie o odstraszanie, robi system punktowy – i dobrze), ale fatalne działanie polskiej drogówki. Policjanci są przez swoich szefów rozliczani nie z ogólnej skuteczności, ale z podbijania tych statystyk, które akurat kuleją. Jeśli brakuje mandatów za prędkość, staną z suszarką – co wcale nie znaczy, że akurat prędkość jest problemem. Jeśli trzeba nadrobić karanie pieszych, ustawią się tam, gdzie ludzie przechodzą poza przejściem, choć nie stanowi to żadnego zagrożenia. I tak dalej. Wszyscy to wiedzą, nikt z tym nic nie robi.

Rosnącym problemem na polskich drogach jest wcale nie prędkość, ale agresja. Szczególnie na drogach ekspresowych i autostradach, lecz również w miastach. Jednak konia z rzędem temu, kto słyszał o jakimkolwiek kierowcy zatrzymanym i ukaranym za agresywną jazdę: gwałtowne zmiany pasa, wymuszające na innych nagłe hamowanie, poganianie długimi światłami prawidłowo jadących aut i jazdę na zderzaku, skręcanie z niewłaściwego pasa i podobne objawy drogowego chamstwa. Tymczasem działa tu ta sama zasada, która w pierwszej połowie lat 90. przyniosła sukces Williamowi Brattonowi jako szefowi policji metra w Nowym Jorku, dzięki czemu został potem szefem całej nowojorskiej policji. Oto gdy zaczęto bezwzględnie kontrolować gapowiczów w metrze, okazało się, że znaczna część z nich to poszukiwani za dużo poważniejsze czyny przestępcy i dzięki temu wielu udało się zatrzymać. Podobnie jest tu: bardzo prawdopodobne, że chamidło, które wpycha się przed innymi na pas do skrętu z pasa do jazdy na wprost, na drodze za miastem będzie wyprzedzać na ciągłej – aż kogoś zabije. Dlatego warto go ukarać za zwykłe drogowe chamstwo, zamiast czekać na tragedię.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki