Dzieci pytają kiedy tata wstanie...

2018-01-27 1:00

Wiodła szczęśliwe życie ze swoimi czterema mężczyznami - mężem i synami. W jednej minucie życie mieszkającej w Pensylwanii Moniki Mamczur (40 l.) runęło. Jej mąż Zdzisław (57 l.) zapadł w śpiączkę, a ona została bez środków do życia ze zrozpaczonymi dziećmi. Pani Monika czuwa przy nim każdego dnia, wierząc, że wkrótce znów porozmawiają.

- Los i Pan Bóg piszą dla nas różne scenariusze... To jest mój. Wszystko zmieniło się z dnia na dzień. - mówi pani Monika. Z panem Zdzisławem są od 17 lat. Poznali się już w Stanach, w Star Deli na Greenpoincie, gdzie pracowała nasza rodaczka. - Zdzisiu przyjechał naprawić lodówkę. Tak się zaczęło. Polubiliśmy się, pokochaliśmy, zostaliśmy razem. - wspomina Monika. Małżonkowie, zdecydowali się na przeprowadzkę do Tobyhannah w Pensylwanii. Zdzisław pracował, Monika również, opiekując się jednocześnie domem i trzema synami, którzy pojawili się na świecie. Było zawsze wesoło i bardzo aktywnie.

- Mąż bardzo się o nas troszczył. Bardzo dużo pracował, ciągły stres, stąd pojawiły się problemy z sercem - mówi pani Monika, która nie miała pojęcia, jak są poważne. Ich siła ujawniła się 27 grudnia. - Pojechałam z mężem, który miał sprawdzić kaloryfery w jednym z okolicznych domów. I chyba Pan Bóg tak chciał. Nagle zobaczyłam, że on jest na kolanach. Najpierw myślałam, że może coś mu spadło. Ale po chwili widziałam, że dzieje się coś niedobrego - wspomina. Błyskawicznie wykręciła numer linii alarmowej, a operator instruował ją, co ma robić do czasu przyjazdu pogotowia. - Dzisiaj wiem, jak potrzebna jest znajomość pierwszej pomocy (ang. CPR) - mówi pani Monika.

Po przewiezieniu do szpitala w Stroudsburg okazało się, że u pana Zbigniewa doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Mężczyzna zapadł w śpiączkę. Od tamtej pory jego czynności życiowe podtrzymuje aparatura. - Im dłużej jest w stanie śpiączki, tym gorzej. Jedni lekarze mówią, że nie ma szans. Ale ja się modlę i wierzę tym lekarzom, którzy mówią, że mam cały czas być przy mężu. Mówić do niego, trzymać za rękę. - mówi nasza rodaczka. Pani Monika czuwa przy mężu codziennie, mimo że dojazd do szpitala zajmuje jej 40 minut w jedną stronę. Ich synowie, w wieku 10, 13 i 15 lat, bardzo to wszystko przeżywają. - Najbardziej bolesne są momenty, gdy pytają, kiedy tata wstanie. Płaczą. Ja muszę być silna dla nich, dla męża, dla rodziny - mówi.

Pani Monika nie wie, ile ciężkich dni jeszcze przed nią. Na razie ubezpieczenie męża pokrywa pobyt w szpitalu. Nie wiadomo jednak, na ile wystarczy. Ona sama została bez środków do życia. Z pomocą jej rodzinie ruszyła już Fundacja Uśmiech Dziecka. Wkrótce ruszyć ma też zbiórka na GoFundMe.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki