12 młodych piłkarzy w wieku 11-16 lat i ich 25-letni trener utknęli w jaskini Tham Luang Nang Non na północy Tajlandii 23 czerwca 2018 roku. Zostali odcięci od świata przez ulewne deszcze. W niedzielę rano czasu polskiego władze prowincji Chiang Rai położonej na północy Tajlandii, poinformowały o rozpoczęciu akcji mającej na celu wydobycie 12 chłopców i ich trenera uwięzionych w jaskini Tham Luang Nang Non.
Nurkowie dostarczali im wysokokalorycznej żywności, ekipy ratunkowe miały nadzieję, by wypompować wodę z zalanej jaskini. Na miejscu zbierali się wolontariusze z całego świata. W pewnym momencie doszło do przypadkowe wlania wypompowanej wody. Wtedy tez służby zarządziły, aby wolontariusze nie gromadzili się przy jaskini, bo to utrudniało pracę profesjonalnych służb.
W dodatku jeden z ratowników, który ruszył na oględziny jaskini tragicznie zginął. Saman Kunan (+38 l.) udusił się, niosąc butle z tlenem dla uwięzionych. W skalnych korytarzach zabrakło powietrza. To pokazuje, jak bardzo trudna będzie akcja wyciągania 12 piłkarzy i ich trenera z jaskini.
Przez kilka dni nikt nie miał pomysłu jak uratować młodzież i ich trenera. W końcu decyzję o tym podjął generał wojsk tajlandzkich. W akcji początkowo miało brać 18 nurków, 13 zagranicznych i 5 z Tajlandii. Akcja była dowodzona przez tajskiego generała, który zarządził, by dwóch nurków ratowało jednego chłopca. Pierwszy z ratowników trzymał dziecku butlę z tlenem, a drugi ich asekurował. Cała trójka z kolei musiała trzymać się specjalnej liny. W taki sposób ratownicy i dzieci pokonali aż 4 km jaskini. Nie było czasu do stracenia, bo choć wypompowano z zalanej wodą jaskini aż 128 mln litrów wody, znowu doszło do obfitych ulew.
Akcja ratunkowa ruszyła w niedzielę, gdzie o życie grupy piłkarzy walczyło 90 nurków – 50 zagranicznych i 40 z Tajlandii. Ratownikom udało się uratować czterech chłopców, którzy przepłynęli pod wodą w maskach tlenowych przy asyście płetwonurków.
W poniedziałek 9 lipca władze zdecydowały o wznowieniu akcji ratunkowej w jaskini Tham Luang. Kierujący akcją uznali, że nie można dłużej czekać, bo w następnych dwóch tygodniach prowincję czekają ulewne deszcze, a wtedy korytarze, z których już częściowo wypompowano wodę, zostaną z powrotem zalane. Inna obawa dotyczyła jakości powietrza. W miejscu, gdzie schronili się chłopcy spadał poziomu tlenu, a wzrastała ilość dwutlenku węgla. Po pierwszym dniu akcji musiały zostać dostarczone kolejne butle tlenowym, gdyż już w niedzielę skończyły się zapasy.
Ostatecznie akcja zakończyła się we wtorek. Wyciągnięto wszystkich chłopców, a ich trener wydostał się jako ostatni. Wszyscy trafili do szpitala śmigłowcami i spotkali się z bliskimi, jednak ze względu na kwarantannę mogli się zobaczyć tylko przez szybę.