Krystyna Janda - " Zaczynam dzień z… komputerem w łóżku"

2012-03-31 8:00

Wielka gwiazda polskiego kina – Krystyna Janda –  już w ten weekend wystąpi przed nowojorską publicznością.  Nam zdradza sekret jak godzi karierę z rolą córki, matki oraz dyrektorki dwóch warszawskich teatrów:

Krystyna Janda to bez wątpienia jedna z największych aktorek polskiego kina. Zadebiutowała w teatrze rolą Doriana Graya w przedstawieniu „Portret Doriana Graya” Johna Osborne’a (wg Wilde’a) oraz rolą Niny Zarzecznej w spektaklu „Czajka” Antoniego Czechowa. Powszechnie uważa się, że jej debiutem filmowym była rola Agnieszki w filmie Andrzeja Wajdy – „Człowiek z marmuru” (1976). Jednak na ekranie po raz pierwszy pojawiła się już w 1973 r. w serialu „Czarne chmury”, jako dziewczyna tańcząca na chłopskim weselu. Grywa najczęściej postacie kobiet silnych i zdecydowanych o bogatym życiu wewnętrznym. Od lat 80. gra nieprzerwanie w filmach kinowych i telewizyjnych oraz w sztukach teatralnych.

Dziś Krystyna Janda cały swój czas poświęca pracy w swoich teatrach: Polonia oraz Och-teatr. Teatr Polonia zbudowała razem z mężem – Edwardem Kłosińskim, z którym przeżyła 27 lat. Poznali się na planie „Człowieka z marmuru”. Był 1976 rok, ona miała 24 lata, on 10 lat więcej. Janda była wtedy żoną Andrzeja Seweryna, mieli roczną Marysię. Wyszła za Edwarda dopiero po kilku latach. Miała 38 lat, kiedy urodziła pierwszego syna, Adama, rok później drugiego, Jędrka. Lubiła mówić: – Tym związkiem raz na zawsze urządziłam sobie życie. Zakończył się on 5 stycznia 2008 r., kiedy Edward Kłosiński zmarł na raka płuc. To właśnie jemu poświęcony jest film Andrzeja Wajdy „Tatarak”, w którym Janda gra główną rolę.

Nowojorska publiczność będzie mogła podziwiać wielką polską aktorkę już w tę niedzielę. Krystyna Janda przyjechała bowiem do naszej metropolii ze spektaklem „Weekend z R.”

Przed występem rozmawiamy z aktorką o Nowym Jorku, jej  codziennym życiu i marzeniach.

„Super Express”: – To jest już pani kolejna wizyta w Nowym Jorku. Proszę powiedzieć, jakie wrażenie wywarła na pani metropolia, kiedy przyleciała tu pani po raz pierwszy. Czy coś panią szczególnie zauroczyło?

Krystyna Janda: – Przez 30 lat życia zawodowego losy prowadziły mnie częstokrotnie do Nowego Jorku. Najdłużej byłam za oceanem z ekipą niemieckiego filmu „Dziki zachód wliczony w koszty”. Grając w tym filmie główną rolę, spędziłam w Ameryce ponad rok, a w Nowym Jorku miesiąc. Wcześniej odwiedziliśmy metropolię z panem Andrzejem Wajdą i ekipą filmu „Dyrygent”.

Moje wizyty ze spektaklami teatralnymi podczas tych lat następowały dość rytmicznie. To tu grałam wiele moich ról: od „Białej bluzki”, przez „Kto się boi Virginii Woolf” czy wreszcie „Shirley Valentine”, „Mąż i żona” itd.

Nowy Jork zawsze robił na mnie wrażenie, zwykle biegnę najpierw do muzeów i oglądam nowe wystawy w muzeum sztuki nowoczesnej. Cenię sobie bardzo i polonijną nowojorską publiczność i atmosferę miasta. Odwiedzam też przy każdej okazji nowojorskie teatry.  

Jakie miejsca planuje pani odwiedzić przy okazji tej wizyty?

– Jak zwykle muzea. Zobaczę też – mam nadzieję – co najmniej dwa spektakle, między innymi „Śmierć komiwojażera”.

Jest pani jedną z najbardziej zabieganych polskich aktorek. Proszę powiedzieć jak znajduje pani czas na te wszystkie zajęcia?

– Wszystko robię po kolei i dość spokojnie wbrew pozorom. Wszystko zależy od organizacji pracy i pełnego zaangażowania w to, co robię w danym momencie. Moje dzieci są dorosłe, w tej chwili moją najbliższą osobą jest matka. To z nią dzielę życie. Oczywiście ciągle dużo pracuję, ale to także jest dla mnie wielka przyjemność.

Jak wygląda pani zwyczajny dzień? Czy to prawda, że wstaje pani koło 5 rano i pracuje przez kilkanaście godzin dziennie?

– Nie tyle wstaję, co się budzę, i zaczynam dzień z komputerem w łóżku. Do Warszawy docieram na pierwszą próbę. Potem praca biurowa i szefowej Fundacji, a co za tym idzie i teatrów: Polonii oraz Och-teatru. Wieczorem najczęściej spektakl, w którym albo sama gram, albo go oglądam. Miłe życie, w obrębie tematyki mi znanej i sprawiającej radość. Obecnie wielką pomocą i nadzieją na przyszły odpoczynek jest moja córka Maria Seweryn, która zajmuje się Och-teatrem, organizacją pracy w Fundacji, teatrach, spotkaniami, rozmowami. Decyduje o muzycznych spektaklach, koncertach, wynajmach itd. Dziś, po sześciu latach, w Fundacji stworzyła się pokaźna grupa ludzi, przyjaciół, zapaleńców a jednocześnie pracowników Fundacji, bez których na pewno nie dałabym sobie rady.  

Czy czuje się pani kobietą spełnioną?

– Tak. I bez zobowiązań.

O czym dziś marzy Krystyna Janda? Kiedyś marzyła pani o własnym teatrze. To marzenie się już spełniło, i to z nawiązką. Co w takim razie obecnie chodzi pani po głowie?  

– Te dwa teatry to praca ogromna. Moje pomysły dotyczą tego, jak je rozwijać i utrzymać. Co w nich grać i jak. Kto ma reżyserować i jakie teksty. To praca, która nie pozwala mi na prawie żaden margines poza tym. Jestem więźniem tego słodkiego więzienia.

Zagrała pani w kilku reklamach. Proszę powiedzieć, co pani sądzi na temat tego, że aktorzy grają w reklamówkach?

– Gram mając wpływ na kształt i formę reklamy. To sprzedaż wizerunku. Bardzo uważam na to, komu i dlaczego go sprzedaję, a także na jak długo i w jakiej sprawie.

Rozmawiała:

Agnieszka Granatowska

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki