Moja mama Irlandka mówiła po polsku - 4188

i

Autor: archiwum se.pl Moja mama Irlandka mówiła po polsku

Moja mama Irlandka mówiła po polsku

2011-01-07 20:44

– W Ameryce mogłem zostać kim chciałem, w Anglii byliśmy obcy – mówi Konstanty Corky Siemaszko, dziennikarz „Daily News”. Jego rodzice – Polak z Gdyni i Irlandka – przyjechali do Stanów pod koniec lat 50.  Corky, choć urodzony w Anglii i wychowany w Stanach, świetnie zna język polski i  interesuje się sprawami naszego kraju. I czyta… „Super Express”.Rozmawiamy w redakcji „Daily News” przy 450 W 33rd St. Corky przyznaje, że dawno nie był w Polsce.


– Ostatni raz w 1981 r. Wtedy to był raczej smutny czas dla Polski. Nie miałem okazji odwiedzić kraju już później,  ale wiem, że teraz to zupełnie inne miejsce i z pewnością byłbym zaskoczony. Zresztą w Anglii też ostatni raz byłem w 1981 r. – mówi.

W historii jego rodziny zawiera się  znaczna część historii Polski, gdzie emigracja odgrywała zawsze wielką rolę. Jego ojciec, także Konstanty, trafił po wojnie do Anglii, jak wielu Polaków. Ale tam nie został…

W Chicago znaleźli prawdziwy dom
– Rodzice wyjechali z Londynu, bo w latach 50. Londyn to nie było to, co teraz. Nastawienie do obcych było inne. Mój ojciec był tam zawsze tylko „cudzoziemcem”, czasem z dodatkiem „cholerny”. A moja mama, choć urodzona w Londynie, była Irlandką i w Anglii też nie czuła się do końca jak u siebie. Życie Polaków w powojennej Anglii nie było takie łatwe, patrzono na nich z góry. A przeciętny Anglik pytał: „kiedy wreszcie wrócisz do domu”. Ojciec mieszkał tam przez 13 lat, ale zawsze był  obcy.

Rodzice bez wielkiego żalu opuścili więc Londyn i w 1959 r. przenieśli się do Chicago. Tam poczuli się od razu jak w domu, a ja – jako Polako-Irlandczyk – także byłem od razu zaakceptowany. Poza tym – wiadomo, w Stanach każdy może zostać Amerykaninem.  I warunki życiowe w Ameryce były wtedy o wiele lepsze niż w Anglii. A w Chicago mogłem być inżynierem – jak wielu Polaków – albo policjantem, tak jak Irlandczycy – żartuje Corky.

Wszyscy byli Polakami
W Stanach rodzinie Siemaszko spodobało się od początku.
– Ojciec znalazł kuzynkę ze strony matki, która pochodziła z Litwy. Kuzynka była Tatarką. To dało nam jakiś początek i zamieszkaliśmy w dzielnicy litewskiej. Później przenieśliśmy się na tzw. Wacławowo – do dzielnicy polskiej, gdzie się wychowałem. Wszyscy moi koledzy ze szkoły to synowie Polaków. Ich ojcowie mieli ciężkie przeżycia wojenne, wielu przeszło Syberię, obozy zanim dostali się wreszcie do Ameryki – wspomina.
Mój ojciec wychował się w Gdyni i w Warszawie, mój dziadek był jednym z projektantów portu w Gdyni. Był nawet w internacie z Jaruzelskim, który jest trochę młodszy – mówi Corky. 
Jego mama Colette, jak sam określa,  była wyjątkową kobietą. – Mama była bardzo związana emocjonalnie z Polską. W Chicago zapisała się nawet do Ligi Młodych Polek,  rozumiała po polsku i  potrafiła przeczytać gazetę. Gorzej było z mówieniem, bo tego się nie nauczyła. Mama przejęła wiele z kultury i obyczajów polskich. Święta i Wigilię mieliśmy zawsze po polsku –  tak jak wszyscy w naszej dzielnicy w Chicago. A w pierwszy dzień świąt chodziliśmy do kina, razem z Żydami – mówi z dumą.

Wymarzone dziennikarstwo
– Ojciec czytał zawsze w domu polską prasę w Chicago, mama też ją czytała. Zawsze się śmiała, że w polskich gazetach pierwsze cztery strony to propaganda, a wiadomości zaczynają się dalej – wspomina. Od zawsze marzył, że i jego teksty pokażą się w chicagowskich gazetach…

– Chicago na zawsze pozostanie moim miastem, choć od 17 lat pracuje w Nowym Jorku (wraz z rodziną mieszka w New Jersey - red.). Ale nie udało mi się dostać do żadnej redakcji w Wietrznym Mieście. Trzeba więc było spróbować gdzie indziej. Pojechałem na Florydę, gdzie pisałem dla „Tampa Tribune”, potem studiowałem dziennikarstwo w Ohio, a od czerwca 1993 r. pracuję w „Daily News” – streszcza swoją zwodową karierę. 

„Daily News” pisze z perspektywy nowojorskiej. – Nie piszemy dla całego świata, ale dla konkretnych osób na Manhattanie, Queensie czy Brooklynie. Nasz język też jest codzienny, a gazeta skonstruowana tak, żeby przeczytać ją w metrze przez pół godziny – mówi o charakterze swojej pracy.
W pracy przydaje się również język polski – Corky ma dostęp do wiadomości,  które nie docierają do Amerykanów znających tylko angielski. 

– Dorastałem w obydwu językach,  z ojcem rozmawiałem zawsze tylko i wyłącznie po polsku. Chodziłem do polskiej szkoły w Chicago, pisałem wypracowania, teraz jednak nie mam wielu okazji, by mówić po polsku. Piszę zawodowo tylko po angielsku. Ale w mojej karierze dziennikarskiej często trafiałem na zdarzenia związane z Polską.

W końcu jesteśmy dużym krajem. Miałem kilka takich historii – nawet w ostatnich miesiącach – jak np. deportacja Eweliny Krzywdy,  pomysł na kastrację gwałcicieli w Polsce, czy katastrofa pod Smoleńskiem. Natrafiam na te tematy albo przez przypadek albo dzięki temu, że czytam polskie gazety w internecie. Również „Super Express” (tu Corky wyjmuje z biurka egzemplarz „SE”), mamy prenumeratę…

Żona jest lepszą Polką
– Ojciec czekał zawsze na taki dzień, żeby z Polski nie było żadnych wiadomości. Jego marzeniem było, żeby Polska stała się nudnym krajem, jak jakaś Szwecja. To dla niego znaczyło, że wreszcie jest normalnie. Bo przecież z dostatnich i spokojnych krajów nie ma wiadomości. Kiedy ostatnio na pierwszych stronach było wydarzenie ze Szwajcarii? – pyta Corky.

Mimo, że mieszka tu od dawna  za swoje miasto zawsze uważa Chicago. 
– Kiedy odwiedzam Chicago koledzy pytają mnie zawsze „to kiedy wracasz”. Nowy Jork nie robi tam na ludziach żadnego wrażenia, bo Chicago uważa się za pępek wszechświata. Nie przyjeżdżają do Nowego Jorku,  bo – jak sami uważają – nie ma po co,  skoro mają wszystko to samo – mówi.

On jednak w Nowym Jorku zapuścił korzenie. Tu ma swoich najbliższych.
– Moja żona jest lepszą Polką ode mnie, bo jej cała rodzina pochodzi z Polski. Ale to dawna imigracja, żona urodziła się w Massachusetts i nie zna polskiego. Zna jednak polskie obyczaje i lubi polską kuchnię. Mamy dwoje dzieci. I po raz pierwszy mam jakąś dalszą rodzinę, bo kuzynka z Anglii mieszka teraz w Nowym Jorku.

 

Rozmawiał Adam Jagusiak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki