Nie zapomnę życzliwości rodaków

2013-09-29 14:00

Elżbieta Gruszka od 1987 roku spełnia swój amerykański sen w Nowym Jorku. Jak się okazało, podczas swojej życiowej drogi nie tylko dba o to, aby się realizować, lecz także pamięta o młodych polskich mamach, które niejednokrotnie pozostawione same sobie potrzebują pomocy.

Elżbiety Gruszki nie trzeba przedstawiać Polakom mieszkającym na Greenpoincie, każdy zna jej dobre serce i pomocną dłoń. Dziś Elżbieta Gruszka - właścicielka Mini Me - sklepu, gdzie można kupić markowe ubrania dla dzieci sprowadzane z całej Europy, opowiada w naszym cyklu, jak się realizuje jej amerykański sen.

W Nowym Jorku zastał mnie stan wojenny

Po raz pierwszy przyleciałam do Nowego Jorku w 1981 roku przed stanem wojennym. To właśnie tu, na obczyźnie, dowiedziałam się, że w Polsce wprowadzono stan wojenny. Gdy wysiadłam na nowojorskim lotnisku, moją uwagę przyciągnęły olbrzymie samochody, które pomykały po bardzo szerokich ulicach.

Zachłysnęłam się metropolią

Pierwsze dni pobytu wspominam jak szok. Nie mogłam zachwycić się tym wszystkim, co tu zobaczyłam na sklepowych półkach. Mimo tego, że mój mąż z wykształcenia jest marynarzem i zawsze moja rodzina była zaopatrywana w Baltonie i we wszechobecnych w owych czasach pewexach, to i tak tuż po przyjeździe miałam istny zawrót głowy. Wszystko, co tylko chciałam, było dostępne, a dodatkowo na ulicach było kolorowo, ludzie chodzili ładnie ubrani, nie tylko w szarogranatowych ciuchach. To było coś niesamowitego - taki inny świat. Po dwóch latach pobytu w Nowym Jorku z powodów rodzinnych wróciłam do Polski. Jednak zawsze chciałam wrócić do tego kolorowego świata…

Naszą decyzję o życiu w Nowym Jorku zdeterminowała choroba córeczki

W Polce na świat przyszła moja córeczka, która dziś ma 35 lat. Gdy była mała, bardzo chorowała, nie mogła funkcjonować bez lekarstw na astmę. Ponieważ wiedziałam, jak wygląda życie w NYC, a miałam tu część swojej rodziny, wraz z mężem podjęliśmy decyzję, że spróbujemy swoich sił w metropolii. I tak, gdy moja córka miała 9 latek, przyjechałam z nią do Nowego Jorku. Mój mąż już rok wcześniej tu przyjechał, aby przygotować nam grunt na obcej ziemi. Sami nie mogliśmy w to uwierzyć, ale pierwszy wdech nowojorskiego powietrza niemal cudownie uzdrowił naszą córeczkę. Od tamtego dnia ani razu nie musiała już zażywać lekarstw na astmę. To był znak, że podjęliśmy słuszną decyzję.

Zaraz po przyjeździe zajęłam się sprzedażą markowych ubranek dla dzieci

Ubiera się u mnie już kolejne pokolenie Polaków. W Polsce ukończyłam technikum handlowe w Busku-Zdroju. Od razu po przyjeździe do Stanów zaczęłam sprzedawać dziecięce ubrania. Najpierw w sprzedawałam w domu, później pożyczyłam samochód od brata i jeździłam po polonijnych instytucjach, gdzie były zatrudnione Polki, i sprzedawałam markowe, dobrej jakości ubranka dla dzieci. Później za namową Polaków, którym sprzedawałam rzeczy dla dzieci, postanowiłam wraz z mężem, że otworzę sklep. Przez jakiś czas szukałam pomieszczenia i gdy tylko znalazłam dogodny lokal w polskiej dzielnicy - na Greenpoincie, postanowiłam, że rzeczy dla dzieci będę sprzedawała w sklepie.

Z tamtego okresu pamiętam, jak życzliwi byli nasi rodacy

To niesamowite, jak 27 lat temu Polacy, którzy mieszkali na Greenpoincie, byli bardzo pomocni. Nikt nikogo nie zostawił w potrzebie. Wszyscy sobie pomagali nawzajem. Nie było mowy o tym, żeby pobierać opłaty za odstąpienie pracy, jak to ma miejsce obecnie. Ja wielokrotnie pomagam moim klientkom znaleźć pracę i nie wyobrażam sobie, żebym za to pobierała jakąkolwiek opłatę. Wówczas ludzie mieli znacznie mniej pieniędzy i każdy był na dorobku, ale znajdowali czas i okazywali wielkie serca potrzebującym. Teraz się wiele zmieniło. Każdy jest zaganiany, ma mało czasu i chce więcej i więcej. Ja od lat wiodę takie samo życie jak wówczas, kiedy tu przyjechałam. Mieszkam, pracuję i pomagam młodym matkom na Greenpoincie.

Prowadzę sklep, w którym młode mamy mogą się wyżalić

To niesamowite, ale mój lokal, który znajduje się przy 123 Nassau Ave., stał się nie tylko sklepem z ubraniami dla najmłodszych, lecz także miejscem spotkań wielu młodych mam, które szukają tutaj zarówno porady, jak i chwili wytchnienia od codziennych obowiązków. Znam potrzeby mam, sama jestem matką dorosłej już córki, mam również dwuipółletnią wnuczkę Gabi, która stroi się u mnie w sklepie. Młode mamy często szukają porady w sprawie ubrań, ale zazwyczaj chcą również porozmawiać na wiele innych tematów. Moim sukcesem są te młode Polki, które dzięki rozmowie ze mną uratowały swoje małżeństwa. Tu, na obczyźnie, młodym ludziom, którzy układają sobie życie, brakuje rozmów z najbliższymi. Te młode kobiety nie mają do kogo przyjść po poradę i dobre słowo. W moim sklepie każda mama znajdzie ciuszek dla dziecka i może się wyżalić. Moje klientki doskonale czują, że ja po prostu kocham ludzi i nie wyobrażam sobie pracy i życia bez nich.

Zmieniające się tendencje. Panowie dbają o ciuszki dla swoich małych córeczek

Z perspektywy kilkunastu lat prowadzenia sklepu z ciuszkami dla dzieci wyraźnie widać, jak zmieniają się czasy. Teraz o to, w czym chodzą małe dziewczynki, coraz częściej dbają ich ojcowie, którzy doskonale znają się na modzie. Gdy widzę wchodzącego do mojego sklepu młodego, dobrze ubranego Polaka, który szuka dobrych, ładnych i modnych ciuszków dla swojej córeczki, widzę, jak bardzo zmienia się Polonia, która przyjeżdża ułożyć sobie życie w Stanach i spełnić swoje amerykańskie sny.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki