Niska frekwencja to szansa dla "dziwolągów"

2009-06-08 13:06

Wyborcze emocje już za nami. Znamy wyniki i płynie z nich jeden wniosek - wszyscy mogą czuć się przegrani, bo nie zmotywowali wyborców do pójścia do urn. Głosował zaledwie co trzeci Europejczyk, dlatego w PE nie zabraknie politycznych dziwolągów.

43 procent - dokładnie tyle wyniosła frekwencja w całym eurolandzie i była najniższa w 30-letniej historii europarlamentu. W poprzednich wyborach, 5 lat temu, wyniosła 45 procent, a 30 lat temu, kiedy startował PE, przekroczyła 60 procent.

Skąd taki spadek zainteresowania polityką? Jesteśmy znudzeni ciągłymi sporami, rozczarowani działaniem unijnych władz, a do tego dochodzi jeszcze kryzys finansowy, który przyćmił większość politycznych wydarzeń.

Niska frekwencja będzie miała teraz dla całej Unii Europejskiej poważne skutki. Jakie? W PE nie zabraknie dziwnych tworów politycznych, które w określonych okolicznościach mogą poważnie namieszać.

Zupełnie niespodziewanie znaczenia nabrali na przykład "płynni w poglądach" Zieloni. Dzięki świetnym wynikom we Francji zajmą prawdopodobnie kilkanaście miejsc w PE. Liczyć się trzeba będzie również z głosem konserwatystów i antyeuropejskiej skrajnej prawicy. Choć sromotną klęskę poniósł Libertas, to w Holandii aż 17 procent poparcia dostała antyislamska partia Geerta Wildersa. Po raz pierwszy 2 mandaty dostanie też Brytyjska Partia Narodowa.

Najbardziej oryginalnym europosłem będzie natomiast Szwed, który mandat zdobył z ramienia Partii Piratów. Samodzielnie walczył będzie o ochronę prywatności internautów i bronił praw do swobodnego dzielenia się plikami w sieci.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki