Nowe fakty w sprawie Polaka Grzegorza W. Pielęgniarz śmierci zabijał z CHCIWOŚCI

2020-09-27 13:24

Policja w Monachium bada okoliczności śmierci sześciu pacjentów, którzy mieli być pod opieką Polaka - 36-letniego Grzegorza W. Nasz rodak pracował jako niewykwalifikowany pielęgniarz i opiekował się starszymi osobami. Miał im podawać zastrzyki z insuliny, choć nie byli diabetykami, a później ich okradać. W sądzie w Monachium trwa proces wobec Polaka. Oskarża się go o sześć śmierci i trzy usiłowania zabójstwa. Teraz biegły psychiatrii podtrzymała, że W. powinien nadal przebywać w areszcie do czasu wyroku. Media z kolei wieszczą, że „pielęgniarz śmierci” dostanie dożywocie.

Grzegorz W. od 2008 roku pracował jako opiekun za granicą. Najpierw w Wielkiej Brytanii, potem w Niemczech. Usługi świadczył w domach emerytów. Zazwyczaj nagle odchodził z miejsc, w których pracował, a gdy jego podopieczni trafiali do szpitala, nagle znikał. Był zatrudniony łącznie w 69 lokalizacjach. W lutym 2018 r. został aresztowany w Ottobrunn koło Monachium po śmierci pacjenta. Od tamtej pory przebywa w areszcie śledczym i prawdopodobnie już nigdy nie wyjdzie na wolność. Zdaniem niemieckiej prokuratury Grzegorz W. wstrzykiwał insulinę pacjentom, którzy tego nie wymagali. W efekcie po opiece pielęgniarza zmarło sześć osób, a trzy ledwo uszły z życiem. 

We wtorek w monachijskim sądzie wypowiedział się w jego sprawie biegły z dziedziny psychiatrii. Matthias Holweg dostrzegł u pielęgniarza „skłonność do emocjonalnego chłodu” i stwierdził, że W. ma przede wszystkim brak empatii. „Ma tendencję do odczuwania zimna. Brakuje mu niezbędnego współczucia dla bliźnich” - mówił w sądzie Holweg. Prokuratura zaś podejrzewa, że Grzegorz W. zabijał pacjentów z chciwości. Nieustannie miał zmieniać osoby, którymi się opiekował - najpóźniej wtedy, gdy nie było już nic do splądrowania w ich mieszkaniach. Według prokuratury celowo podawał insulinę starszym osobom. Ustalono, że działał tak, by móc w spokoju przeszukać mieszkanie seniorów lub by uniknąć kary, na które nakładała na niego agencja, w której był akurat zatrudniony. Polak jednak słuchał obojętnie wypowiedzi biegłego i ustaleń prokuratury. 

Wyrok w sprawie zbrodni miłoszyckiej

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki