Problemy Polonii to głównie problemy rodzinne

2012-04-28 2:30

O kondycji polskich katolików w Ameryce rozmawiamy z księdzem Sławomirem Kurcem, wicekapelanem Związku Podhalan w Północnej Ameryce, a także księdzem parafii św. Daniela z Chicago.

Czy Stanach jest wielu katolików?
– Tutaj tylko co czwarty mieszkaniec jest katolikiem. Jest za to wiele wspólnot chrześcijańskich, ale również o charakterze sekt, które robią wszystko by przyciągnąć do siebie jak najwięcej ludzi.

A jak ojciec znalazł się w Stanach?
– W latach 80. do Chicago przyleciał mój ojciec. Wyemigrował za wielką wodę za chlebem, chciał pomóc rodzinie, by miała lepsze życie. W Chicago urodziła się jego mama, więc miał legalny pobyt, a po kilku latach otrzymał obywatelstwo. Na pewno miał łatwiejszy start niż nielegalni emigranci, ale przez cały pobyt tutaj ciężko pracował. Ja zaś przyjechałem do Chicago niedawno, bo w 2004 roku. Chciałem być bliżej moich rodziców, pomagać im i usłużyć im w ich starszym wieku. Tata ma już 82 lata i nie jest samodzielny. Odwiedzam moich rodziców prawie każdego dnia, robię im zakupy, pomagam w domu. Jestem z nimi bardzo blisko. Od  początku mojego przyjazdu do Chicago służę tutejszej Polonii przy parafii św. Daniela Proroka oraz przy parafii św. Turybiusza. 5 września 2011 roku, na 28. Sejmie Związku Podhalan zostałem wybrany wicekapelanem tej organizacji.

Co najbardziej księdza zaskoczyło w Stanach?
– Chyba to, że tutejszy kościół, oprócz spraw duszpasterskich, jest bardzo mocno nastawiony na materialną stronę egzystencji. Są to bezwzględne realia życia. Każda parafia musi mieć płynność finansową, by się utrzymać. Inaczej jest po prostu zamykana.

A jak to się stało, że ojciec został kapłanem?
– Byłem wychowywany w tradycji katolickiej i religijnej. Od najmłodszych lat marzyłem, by być księdzem. Kiedy moi rówieśnicy mówili, że chcą zostać strażakami czy policjantami, ja zawsze powtarzałem, że chce być księdzem. Można powiedzieć, że powołanie do kapłaństwa mam w genach, gdyż w naszej rodzinie jest aż 10 księży – między innymi brat mego dziadka ze strony mamy. To on był dla mnie zawsze duchowym wzorcem. Pochodzę z gór. Urodziłem się w 1968 r. w Ropczycach w województwie podkarpackim. Tam też skończyłem szkołę podstawową i średnią. W 1988 r. wstąpiłem do Wyższego Seminarium Duchownego w Przemyślu. Po sześciu latach formacji filozoficzno-teologicznej obroniłem pracę magisterską z psychologii. Święcenia kapłańskie przyjąłem z rąk biskupa Kazimierza Górnego w maju 1994 r. Następnie byłem w szpitalu gorlickim kapelanem chorych.

Czy pamięta ojciec swą pierwszą parafię?
– Oczywiście, to było w Tarnowcu koło Jasła. Byłem tam przez trzy lata duszpasterzem w najstarszym Sanktuarium Matki Bożej Zawierzenia. W 1997 roku skierowano mnie do duszpasterstwa młodzieżowego w Kolbuszowej, gdzie w parafii Wszystkich Świętych, szczególną troską duszpasterską otaczałem młodzież. Z nimi też powołałem do istnienia Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Współorganizowałem Światowe Dni Młodzieży. Zabrałem do Rzymu na Dwutysiąclecie Chrześcijaństwa sporą liczbę młodych ludzi. Praca z młodzieżą zawsze była mi bardzo bliska. Po powrocie z Rzymu, we wrześniu 2000 r., podjąłem posługę w Gorlicach, w parafii św. Jadwigi Królowej. Organizowałem duszpasterstwo młodzieży na tamtym terenie, także powołałem do istnienia Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży.

Miał też ojciec epizod dziennikarski…
– Tak, ma pani zapewne na myśli, że pracowałem jako dyrektor programowy w Katolickim Radiu „Via” w Rzeszowie. W tym samym czasie podjąłem także posługę jako kapelan w Podkarpackiej Policji. W tym okresie przyszło mi się zmierzyć z nietypowym i specjalistycznym duszpasterstwem głosząc Ewangelię na falach eteru, a także wśród mundurowych.

Teraz ksiądz mierzy się z duszpasterstwem na emigracji… Czy to trudne zadanie?
– Początki były trudne, gdyż w Stanach jest zupełnie inna kultura, wielonarodowość i trudno było mi się tu odnaleźć. Pamiętam, jak po zaledwie czterech dniach w Stanach, mój przełożony w parafii św. Daniela kazał mi odprawiać mszę po angielsku. Nie znałem jeszcze  wtedy kompletnie języka i to było tak, jakby ktoś kazał mi odprawiać mszę po chińsku. Byłem strasznie tą sytuacją zestresowany. Spociłem się jak mysz, ale dałem radę (śmiech). Po roku pobytu w Stanach odprawianie mszy po angielsku szło mi już zupełnie swobodnie. Kiedy kardynał Franciszek George, arcybiskup Chicago, kierował mnie do pracy w mej parafii, prosił mnie bym szczególną opieką otoczył Polonię. I tak czynię. Niektórzy wierni, by móc uczestniczyć w naszych mszach świętych, przejeżdżają nawet po 20 mil.

Czym różni się parafia amerykańska od polskiej?
– Księża, którzy przyjeżdżają do Stanów z Polski, dbają bardzo o podtrzymanie polskich tradycji, gdyż rodacy mieszkający na emigracji potrzebują naszej polskiej religijności, tradycji i polskich zwyczajów w przeżywaniu świąt. W Stanach jest inaczej. Niektóre nasze polskie zwyczaje chrześcijańskie nie są podtrzymywane. Na przykład symbolika Wielkiego Tygodnia – Ciemnica czy Grób Pański.

Ksiądz ma bogate doświadczenia w pracy z młodzieżą polską, a jaka jest młodzież amerykańska?
– Z tutejszą młodzieżą pracuje się trudniej. Amerykańskie nastolatki nie tylko chodzą do szkoły, ale i także bardzo wcześnie zaczynają pracować. W Stanach jest taki trend, że młodzież jak najwcześniej powinna zacząć pracować na siebie i być niezależna finansowo. Dlatego prowadzenie zajęć dla młodych ludzi przy kościołach jest praktycznie niemożliwe. Jedyny kontakt z nimi mam w czasie niedzielnej Eucharystii, czy w czasie katechezy w polskiej szkole sobotniej. Bardzo ważnym elementem w wychowywaniu amerykańskiej młodzieży jest tzw. duch tolerancji, czyli wychowywanie jej w ogromnym poszanowaniu dla ludzi starszych i niepełnoprawnych, a także w szacunku do innych ras, narodowości i wyznań.

Z jakimi problemami spotyka się ksiądz w czasie pracy z Polonią?
– Głównie z problemami małżeństw. Często biorą się one z nałogów, w które popadają współmałżonkowie. Ja jestem dla swoich wiernych nie tylko spowiednikiem, ale i tereaputą. Spowiedź jest dla nich oczyszczeniem. Zanim udzielę im porady, zastanawiam się co im powiedzieć, by nie było wątpliwości co jest dobre, właściwe czy niewskazane. I kiedy nagle przychodzi olśnienie, co im powiedzieć sam się dziwię skąd to się wzięło.

Czy nigdy się ksiądz nie myli?
– Ja jestem tylko człowiekiem i zawsze proszę o światło Ducha Świętego. Zawsze czuję Jego wsparcie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki