Wyciek poufnych dokumentów na temat szczytu na Alasce. Trump podarował Putinowi figurkę na biurko
Wszyscy chcieliby wiedzieć, co działo się za kulisami szczytu na Alasce. Co dokładnie się wydarzyło podczas spotkania delegacji amerykańskiej i rosyjskiej? Spotkanie miało trwać do rana czasu polskiego, ale zakończyło się już około godziny pierwszej naszego czasu, po czym Trump ogłosił, że porozumienia pokojowego nie ma, ale poczyniono postępy. Prezydenci nie chcieli nawet odpowiadać na pytania dziennikarzy. O wiele więcej dowiedzieliśmy się dzięki pewnej ogólnodostępnej drukarce hotelowej. Jak piszą amerykańskie media, ktoś niechcący (?) zostawił tam wydruk poufnych dokumentów na temat szczytu. National Public Radio (NPR) zdobyło je od "trzech anonimowych gości hotelowych". W dokumentach były co prawda same kwestie organizacyjne, ale zawierające takie smaczki, jak menu lunchu, który się nie odbył, a miał odbyć się na cześć "Jego Ekscelencji Putina".
ZOBACZ TEŻ: Wyciekło menu ze zlotu na Alasce! "Na cześć Jego Ekscelencji Putina"
To nie wszystko. W dokumentach zawarto też zapis o prezentach, jakimi mają obdarować się nawzajem przywódcy, przy czym rosyjski prezydent miał otrzymać od swojego amerykańskiego odpowiednika figurkę na biurko przedstawiającą bielika amerykańskiego, ptaka z rodziny jastrzębiowatych występującego w Ameryce Północnej. Ciekawe, czy Putin postawi go sobie na biurku, by przypominać sobie chwile, w których za sprawą Trumpa wrócił z międzynarodowej banicji i mógł przespacerować się po czerwonym dywanie na oczach świata?
Nazwiska, telefony i pewien fonetyczny zapis nazwiska Putina. Biały Dom bagatelizuje sprawę
Tymczasem skandal wokół wycieku dokumentów to nie tylko tego rodzaju anegdoty i ciekawostki, ale przede wszystkim skandal dyplomatyczny. Na ośmiu stronach wydruków są m.in. nazwiska i numery telefonu pracowników amerykańskiej administracji, a do tego fonetyczny zapis rosyjskich nazwisk uczestników szczytu, przy czym zaznaczono, że nazwisko Putina należ wymawiać "POO-tihn". Kto dopuścił się takiego zaniedbania, jeśli to w ogóle było zaniedbanie, a nie świadomie działanie? Przedstawiciele Białego Domu bagatelizują sprawę. „To śmieszne, że NPR publikuje kilkustronicowe lunchowe menu i nazywa to »naruszeniem bezpieczeństwa«” - powiedziała zastępczyni rzeczniczki Białego Domu, Anna Kelly.