W niedzielę ulicami Nowego Jorku znów przebiegną maratończycy. Polacy na królewskim dystansie

2014-11-01 17:01

Swoją przygodę z bieganiem maratonów Mateusz Jasiński rozpoczął ledwie pod koniec 2011 roku. W ten weekend pobiegnie w NYC Marathon i jest to już jego 9 bieg na tym królewskim dystansie w życiu! Imponujące? Pewnie! Ale w maratonie nowojorskim wystartują też nasi rodacy ze znacznie dłuższym stażem – jak Sławek Narel, dla którego najbliższy start będzie setnym maratonem w życiu!

Za wszystkich naszych rodaków w niedzielę będziemy mocno trzymać kciuki i kibicować im we wszystkich pięciu dzielnicach. Przed samym biegiem udało nam się z niektórymi porozmawiać. Mateusz Jasiński przyleciał do Nowego Jorku w środę z Warszawy. Już wcześniej trenował biegi, ale w 2011 roku odkrył, że maraton jest tym, o co w życiu chodzi. Doszedł do tego przypadkiem.

- Zadałem sobie fundamentalne pytanie: czy w bieganiu najbardziej motywuje mnie możliwość wykonywania tytanicznej pracy na treningach z nadzieją, że kiedyś będę jednym z najlepszych biegaczy na świecie czy może bieganie to dla mnie przede wszystkim przygoda i coś, co po prostu kocham robić? Odpowiedź była dość jednoznaczna. Postawiłem na przygodę i poszedłem ze swoim bieganiem w zupełnie innym kierunku. Niemal natychmiast po podjęciu tej decyzji życie zaczęło wysuwać mi przed nos różne wyzwania, którym zwyczajnie nie mogłem się oprzeć. I tak, dość przypadkowo, pojawiłem się na maratonie w Katowicach. Ostatnie kilometry pamiętam do dzisiaj… to była nieprawdopodobna lekcja pokory. Właśnie wtedy dowiedziałem się jak nasze ego może robić nam krzywdę – opowiada Mateusz Jasiński.

Inaczej zakochał się w maratonach Sławek Narel, który swoją przygodę z bieganiem rozpoczął mając zaledwie 16 lat.

- Początki mojego biegania to rok 1980. Brałem udział w drugim Maratonie Pokoju w Warszawie z rekordową w skali międzynarodowej na tamte czasy liczbą uczestników – blisko 2500. Było wspaniale. Ukończyłem bieg na 347 miejscu, a maraton zostanie w pamięci na zawsze mówi.

Spodobał mu się entuzjazm, który panował wśród uczestników i organizatorów. Był tez pod wpływem Tomasza Hoppera, największego propagatora biegania w tamtych czasach w Polsce. Najtrudniejszym w życiu okazał się dla niego maraton w Bostonie, w 2009 roku.

- Było to w 2009 roku. Na starcie w Bostonie biegacze są ustawieni w grupach po tysiąc osób w zależności od czasu kwalifikacyjnego. Postawiłem sobie ambitny cel, aby maraton ten ukończyć w czasie poniżej 3 godzin. Nie przewidziałem, że trasa tam jest bardzo wąska i będąc na starcie na tak odległym miejscu będę musiał wyprzedzić dużo biegaczy, aby uzyskać na mecie zamierzony czas. Wówczas nie udało się - zabrakło mi na mecie 7 sekund – opowiada Sławek Narel. - Będąc na starcie w 7 tysiącu biegaczy dobiegłem na metę na początku drugiego tysiąca, czyli musiałem wyprzedzić ponad 5 tysięcy osób. Wzbudziło to we nie sportową złość i przyjechałem do Bostonu w następnym roku żeby pewnie pokonać dystans w 2 godziny i 58 minut – dodaje Narel.

W niedzielę tak jemu, jak i innym zawodnikom, życzymy życiowych rekordów!  Do zobaczenia na mecie Maratonu Nowojorskiego w Central Parku!


Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki