Walczę o prawdę o moim mężu

2012-04-21 2:00

„Polityka jest nieczystą grą i ja się do niej nie nadaję. Ja gram w otwarte karty” – mówi „Super Expressowi” Ewa Błasik, wdowa po generale-pilocie Andrzeju Błasiku, który zginął w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem

Bywała już pani w USA i Chicago. Ale to pierwsza wizyta bez męża?
– W Stanach byłam wielokrotnie, gdyż mąż studiował tutaj, miał także liczne szkolenia i wizyty służbowe. Zdążyliśmy zwiedzić wtedy Nowy Jork, Waszyngton, południe Stanów… Byliśmy nad Niagarą. Wszędzie nam się bardzo podobało. Chicago jest mi szczególnie bliskie, gdyż mieszka tu bardzo liczna Polonia. Również dlatego, że właśnie w Chicago, w 2004 roku, u naszych dobrych znajomych, witaliśmy całą rodziną nowy rok. Mam nadzieję, że tym razem znajdę także czas, by ich odwiedzić.

Czy powrót w miejsca, w których byliście razem, ciągle boli?
– Właśnie nie, gdyż te miejsca przypominają mi piękne chwile mego małżeństwa z Andrzejem. Każdy inaczej przechodzi żałobę. Mi właściwie nie było jeszcze dane tak naprawdę przeżyć żałoby po mężu. Najpierw był szok po tej straszliwej katastrofie, a później ciągła walka o dobre imię męża. Ja w tej walce jestem zupełnie sama i pamięć o mężu właśnie dodaje mi sił. Uważam, że mój mąż tak naprawdę nie odszedł. Ciągle mam wrażenie, że jest przy mnie blisko.

Co jest zatem najbardziej bolesne?
– Najbardziej bolało mnie kiedy szkalowano męża, szargano jego dobre imię i próbowano zrobić z niego kozła ofiarnego, z którego winy doszło do tej strasznej katastrofy. Dla mnie mąż był i będzie wspaniałym dowódcą i pilotem, dlatego od samego początku nie wierzyłam w to, co próbowano nam wmówić – że był pod wpływem alkoholu w kabinie pilotów, i że naciskał ich, by wylądowali. To nieuczciwa gra Rosjan. I kiedy w styczniu tego roku, na konferencji prasowej w Prokuraturze Generalnej, ogłoszono, że w kokpicie nie było mojego męża, kamień spadł mi z serca. I zaczęłam mieć nadzieję, że ludzie otworzą w końcu oczy. Że zaczną dostrzegać, ile zakłamania jest w śledztwie dotyczącym katastrofy.

Pani wierzy, że był to nieszczęśliwy wypadek?
– Nie, nie wierzę. Bo ten samolot nie miał prawa spaść na ziemię. Mam nadzieję, że ta sprawa zostanie wyjaśniona. Ale uważam, że prawdy o przyczynach katastrofy dowiemy się dopiero po zmianie rządów zarówno w Polsce, jak i w Rosji. Ja ze strony polskiego rządu nie miałam i nie mam żadnego wsparcia po katastrofie. Jestem w tej walce zupełnie sama. Wspiera mnie polska prawica, duchowni, rodziny ofiar katastrofy.

Nie boi się pani o życie?
– Nie czuję się bezpiecznie, gdyż pewne dziwne fakty miały miejsce w moim życiu po śmierci męża. Ale nie chcę o tym rozmawiać. Niebezpieczeństwo jest zawsze, kiedy walczy się o prawdę i to z tak wielkim mocarstwem jak Rosja. Paradoksalnie mogę liczyć na większe wsparcie ze strony amerykańskich wojskowych, niż ze strony polskiej. Amerykanie zawsze mieli ogromny szacunek dla pracy i wiedzy mego męża i bardzo się z nim liczyli.

A jaki był generał na co dzień, w domu?
– Bardzo spokojny i ciepły. Byliśmy wspaniałym małżeństwem, rozumieliśmy się bez słów. Wystarczyło, że mąż spojrzał na mnie, a ja wiedziałam o co mu chodzi i co chce mi powiedzieć. W dowodzeniu nie stosował metod nacisku. Zjednywał sobie ludzi swą łagodnością, wiedzą i inteligencją. Mimo, że go już nie ma, mam cały czas kontakt z jego lotnikami. Jesteśmy niczym jedna, wielka rodzina i tak zostanie. Ja ciągle jestem częścią armii – czy to się komuś podoba, czy nie. Mąż bardzo kochał swoją pracę, była dla niego życiową pasją.

Jaki był wasz ostatni dzień, przed wylotem do Smoleńska?
– Przy wielkanocnym stole mąż dużo mówił o tym jak bardzo się cieszy, że leci i bardzo był z tego dumny. Miałam polecieć razem z nim, ale obiecał, że mnie weźmie następnym razem, bo w samolocie nie było dla mnie miejsca. Później poleciałam już sama do Smoleńska, dopełniając misję męża.

Czy bywa pani szczęśliwa?
– Nie mam czasu na szczęście, bo moje życie wypełnia walka o prawdę. Chcę, by ludzie znali prawdziwy obraz mego męża, a nie zakłamywany przez niektóre polskie media i rząd. Mój czas wypełniają też liczne spotkania, uroczystości, a także wywiady dla uczciwych mediów. Jednocześnie – jak każda kobieta i matka – prowadzę dom i wychowuję dzieci.

Myślała pani, by zostać politykiem? W świetle reflektorów łatwiej walczyć o prawdę…
– I łatwiej jest też kłamać, czego przykładem są niektórzy polscy politycy. Polityka jest nieczystą grą i ja się do niej nie nadaję, bo ja gram w otwarte karty.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki