Kiedy kilkadziesiąt lat temu żółwie z Galapagos znalazły się na skraju wyginięcia, naukowcy początkowo załamywali ręce. Co tu zrobić, żeby skłonić niemrawe giganty do miłosnych igraszek? Wreszcie ktoś wpadł na genialny pomysł. - Diego! Musimy go odnaleźć! - wykrzyknął ów zoolog. Na dźwięk tego imienia każda żółwica przyspiesza kroku. Szczęśliwie udało się odłowić żółwia seksoholika i umieścić go w hodowli.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Diego nie przepuścił żadnej żółwicy i w końcu policzono, że w ciągu swojego stuletniego życia spłodził około 900 żółwiąt, co stanowi 40 proc. wszystkich tych gadów rodem z Galapagos! Dopiero teraz badacze uznali, że misja Diego może zostać zakończona, a gatunek szczęśliwie przetrwa. Jak poinformował minister środowiska Ekwadoru, w poniedziałek Diego trafił z położonego na wyspie Santa Cruz ośrodka Parku Narodowego Galapagos na rodzimą wyspę Espanol. Niejedna żółwica czekała na ten moment przez długich kilkadziesiąt lat!