Matka desperata, który podpalił się pod Kancelarią Premiera: Mój syn musiał pożyczyć pieniądze, aby jechać się spalić

2013-06-14 4:55

Andrzej F. (56 l.) wstał nad ranem, umył się i starannie ogolił, piechotą poszedł na dworzec PKP w Kielcach, skąd ruszył w swą ostatnią, jak myślał, drogę. Kilka godzin później podpalił się pod Kancelarią Premiera, do końca szepcząc, że ma już tego wszystkiego dość. Po latach ciężkiej pracy nie ma na chleb, nie stać go, by pomóc swoim dzieciom. Nie miał nawet na bilet do Warszawy. - Chciał pożyczyć ode mnie 20 zł… - szlocha zrozpaczona Stanisława Filipiak (83 l.), matka desperata.

Mężczyzna trafił do szpitala w Warszawie. Jest w stanie śpiączki farmakologicznej. Pani Stanisława ze ściśniętym sercem czeka na każdą wieść ze stolicy. Mały domek przy ul. Kolejarzy na przedmieściach Kielc, tuż obok torów kolejowych, opustoszał. W środę wieczorem do Warszawy pojechały żona zdesperowanego mężczyzny i jego dzieci.

>>> Andrzej F. podpalił się pod oknami Tuska

- Babciu, nie poznałem taty. Jest cały czarny, a głowa nie przypomina ludzkiej. Cała jest tylko jedna noga - szlochał prawie do słuchawki jej wnuk Mariusz, kiedy wczoraj przed południem zadzwonił do domu. Miał taki sam głos jak wtedy, gdy w środowe popołudnie przybiegł do niej z hiobową wieścią: - Babciu, bardzo źle się stało. Tatuś się podpalił u premiera.

Pan Andrzej miał już serdecznie dość. Nie chciał dłużej wystawać po zasiłek w MOPS. Brzydziło go, że musi wyciągać rękę po pomoc. Chciał sam. Kiedyś, kiedy był zdrowy, nie narzekał na brak pracy. Był niezłej klasy budowlańcem, pracował przy wykończeniu wnętrz. Niestety, od kilku lat niedomagał. Miał kłopoty z kręgosłupem i cierpiał na zwyrodnienia stawów. Poruszał się z trudem. Nie poddawał się jednak, liczył na pomostówki i szukał pracy jako dozorca. Nadaremnie.

- Załamał się. Mówił, że Tusk mu wszystko zabrał - opowiada matka. Wieczorem przed wyjazdem zaszedł do niej. Cichy, zamknięty w sobie, ale wyjątkowo żwawy. Chyba podjął już decyzję. Poprosił matkę o 20 zł. - Nie miałam… - załamuje się kobieta.

Prof. Aleksander Araszkiewicz, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrii Collegium Medicum w Bydgoszczy: Polacy zabijają się z biedy

- Niepokojąco wzrasta liczba samobójstw w Polsce, głównie z przyczyn ekonomicznych. Ludzie coraz częściej tracą pracę, nie mają za co utrzymać swoich rodzin i wali im się świat. To powoduje, że bieda, jakiej doświadczają, odbiera im sens życia. Najgorsze jest to, że nic się nie robi, aby np. wzmocnić system placówek interwencji kryzysowych, pomocy dla tych ludzi. Najwięcej samobójców jest z małych miejscowości, wśród osób w wieku 50-54 lata. Sam znam z ostatniego miesiąca przypadki trzech osób, które targnęły się na życie z powodu biedy. To bardzo niepokojące.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki