Mamy się kochać na boisku

2007-11-25 22:35

Zapomnieć wszystkie urazy i wygrać prekwalifikacje olimpijskie w Szombathely - to najbliższe cele polskich siatkarzy.

O tym i nie tylko "Super Express" rozmawia z Michałem Winiarskim (24 l.), przyjmującym reprezentacji Polski i włoskiego Trentino.

- Konflikty w kadrze siatkarzy to już przeszłość?

- Nigdy nie było wielkiego problemu. Konflikt został rozdmuchany przez prasę. Wiadomo, że dziennikarze lubią ubarwiać, a w rzeczywistości mogło pójść najwyżej o krótką, męską wymianę zdań między Pawłem Zagumnym a Mariuszem Wlazłym. Było minęło. Teraz wiemy, o co gramy, jedziemy na tym samym wózku. Na treningach to widać. Atmosfera jest fajna, a czasami śmieszna. Jak wtedy, gdy Mariusz huknął w głowę Pawła piłką po serwisie. "Nawet jakbym 10 razy chciał to zrobić specjalnie, ani razu bym nie trafił" - mówił mi potem.

- Mamy się bać przeciwników, z którymi dotychczas wygrywaliśmy w cuglach?

- Niepewność, nerwy i adrenalina są przed każdym meczem, ale mamy przecież za sobą i ważne zwycięstwa, i bolesne porażki. To doświadczenie czegoś uczy. Musimy znowu grać siatkówkę na światowym poziomie, wiem, że to potrafimy. A wtedy nie ma w Szombathely zespołu, z którym moglibyśmy przegrać. Zresztą... grając na sto procent, możemy pokonać każdego rywala na świecie. Tylko że w sporcie nie da się zawsze wypaść tak, jak by się chciało. W mistrzostwach Europy wiedzieliśmy, o co walczymy i nic z tego nie wyszło. Sprowadzono nas na ziemię.

- Warto czasem dostać tak mocno po łbie?

- Po ciężkich chwilach przychodzą dobre. Jeżeli z wpadki potrafi się wyciągnąć wnioski, to procentuje. Tarapaty w życiu sportowca też są potrzebne. Podoba mi się przysłowie, że każda porażka jest nawozem sukcesu.

- W głowie musiała wam zostać zadra po Moskwie. Jak sobie z nią radzicie?

- Jeśli została, to spowoduje dodatkową mobilizację, lepsze podejście do treningu, skupi nas na wspólnym celu.

- I nie będziecie już podzieleni?

- W tej drużynie nie wszyscy się kochają. Mamy się kochać na boisku, poza nim nie musimy. Taki układ jest najzdrowszy. Byłoby dziwne, gdyby każdy każdego lubił.

- W czasie gry trudno wyrzucić z głowy prywatne urazy?

- To nie jest wielki kłopot. Poza tym problemy z lubieniem i nielubieniem tak naprawdę zaczęły wychodzić po mistrzostwach Europy, gdy przegraliśmy w złym stylu. Od razu zaczęto wyciągać jakieś nasze niby-konflikty. Tymczasem zachowywaliśmy się wobec siebie tak samo jak w Japonii, tylko że tam był srebrny medal. Jak się przegrywa, szuka się dziury w całym. Gdy są zwycięstwa, nawet ci, co się nie lubią, zaczynają się kochać.

- Czujecie się dzisiaj bardziej jak druga drużyna na świecie czy jedenasta w Europie?

- Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. Wciąż ciężko pogodzić się z tą jedenastą pozycją. W głowach ciągle tkwi srebro z mistrzostw świata, a to chyba pozytywny objaw. Chcemy udowodnić, że to nie był przypadek.

Michał Winiarski

Ur. 28 września 1983 r.

Wzrost 200 cm; waga 82 kg

Zasięg w ataku 355 cm; zasięg w bloku 335 cm

Kariera: Chemik Bydgoszcz, SMS Spała, AZS Częstochowa, Skra Bełchatów, Itas Diatec Trentino (od 2006 r.).

Sukcesy: wicemistrz świata seniorów (2006), mistrz świata juniorów (2003), mistrz Polski ze Skrą (2006).

Żona Dagmara, syn Oliwier (1 rok).

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki