Paradoksalnie, ale mecz Polski z Belgią na Stadionie Śląskim może być futbolowym hitem XXI wieku. 17 listopada Chorzów - jak za czasów Edwarda Gierka - będzie przez kilka godzin stolicą Polski. Od tego meczu może się bowiem zacząć kolejna świetlana era polskiej piłki.
Pamiętam, że Gierek, jako I sekretarz PZPR, właściwie nigdy nie pojawiał się na najważniejszych piłkarskich meczach. Dopiero po ich zakończeniu, gdy był już sukces, zapraszał bohaterów i rozdawał medale, złote zegarki i talony na samochody.
Obecność premierów i prezydentów na piłkarskich stadionach to późniejszy wymysł speców od public relations. Oni sądzą bowiem, że to znakomita okazja do uzbierania kilku punktów w rankingach popularności. Ale... to ryzykowna teoria, bo można też przegrać.
Paweł Janas twierdził, że były premier Kazimierz Marcinkiewicz przeszkodził mu na mundialu w Niemczech, pakując się przed meczem z Ekwadorem do szatni i uniemożliwiając przeprowadzenie właściwej odprawy. Prezydenta Kwaśniewskiego obwiniano z kolei o niepowodzenia w Korei.
Nie byłem więc zaskoczony informacją, że premier Donald Tusk jednak na mecz Polska - Belgia nie pojedzie z powodu... przeziębienia. Prawda jest jednak taka, że szef rządu obawiał się, że gdyby nasi nie wywalczyli awansu, to opinia publiczna zwali winę na niego i partyjnych towarzyszy. Zapewne Tusk weźmie przykład z Gierka i potem zaprosi "Orły Leo Beenhakkera" do siebie. Bezpieczniej i pewniej. Tylko co rozda zamiast złotych zegarków i talonów na fiaty 125? Uśmiechy i ordery? Może nie wystarczyć.