Lekarze chcieli odciąć mi nogę

2009-11-10 3:00

Znany dziennikarz i komentator sportowy Włodzimierz Szaranowicz (60 l.) nie miał łatwej kariery. Kiedy dostał się na AWF, rodzice śmiali się z niego, że się będzie do emerytury wyginał na boisku. Podczas studiów o mały włos nie stracił nogi, a jego kariera sportowa omal nie legła w gruzach...

Kiedy miałem 23 lata, miałem bardzo poważny wypadek. Byłem wtedy na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Ten wypadek to był wielki mój pech. Pojechałem na dwutygodniowy obóz do Zieleńca w Sudetach. Ostatniego dnia wybraliśmy się na narty. Warunki nie były najlepsze. Narta wpadła mi pod korzeń i tak zmiażdżyłem nogę. Groziła mi amputacja.

Przez trzy lata się leczyłem. Wtedy dopiero doceniłem to, że można było się ruszać, biegać, skakać. Przez dziewięć miesięcy nosiłem aparat ortopedyczny. Uczelnia poszła mi na rękę. Na szczęście wiele przedmiotów zaliczyłem już wcześniej, ale i tak część z nich zdawałem, mając na nodze ten aparat. Szczęśliwie udało mi się wrócić do chodzących.

Czas studiów darzę ogromnym sentymentem. Stypendia dawały nam niezależność finansową, a studenckiej chęci do poznawania życia również nam nie brakowało. Studia na AWF-ie były naturalną konsekwencją moich sportowych zainteresowań. Moi rodzice na początku nie przyjmowali w ogóle do wiadomości tego, że są takie studia. Uważali, że to degradacja. Ojciec zapytał mnie, czy naprawdę w wieku 50 lat chcę robić skłony na szkolnym boisku.

Potem jednak przekonali się, że nie tylko taką drogę można wybrać po skończeniu tej uczelni. Tuż po studiach wyjechałem do Szwecji i poznałem zupełnie inne życie, inne horyzonty. Gdyby nie to, pewnie zostałbym tym nauczycielem WF-u. Uważam, że to są fantastyczni ludzie, którzy uczą zdrowych postaw i zdrowej rywalizacji.

Moja kariera zawodowa potoczyła się jednak inaczej. Pewnego dnia, gdy byłem na meczu koszykówki warszawskiej Polonii, kolega powiedział mi, że są wolne miejsca w Polskim Radiu i można wybrać się na przesłuchania. Już wtedy byłem spikerem na AWF-ie podczas meczów siatkówki i koszykówki. Uznałem, że mam obycie z mikrofonem i warto spróbować. Pierwsze zetknięcie z mistrzem, którym był Bogdan Tuszyński (77 l.), sprowadziło mnie mocno na ziemię. Zaliczyłem siedem lat praktyki pod okiem najlepszego. Po kilkanaście godzin dziennie uczyliśmy się, jak zdawać relacje i mówić piękną polszczyzną. Nasza praca nie miała być sposobem na zarabianie pieniędzy, ale pasją.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki