Nie lubię się lansować

2009-08-30 15:00

Joanna Wrześniewska-Zygier (41 l.), dziennikarka Polsatu prowadząca "Wydarzenia", a także "Biznes Wydarzenia" i debaty ekonomiczne, zdradza nam, jak trafiła do telewizji, co ją irytuje przed wejściem na wizję i czego nauczyło ją dziennikarstwo

- Czy dziennikarstwo to pani wymarzony zawód?

- Marzyłam, żeby zostać nauczycielką. Już w szkole zdarzało się, że jako uczennica zastępowałam nauczyciela na lekcjach w młodszych klasach, a w swojej - jako niezła z polskiego - też prowadziłam zajęcia.

- I wówczas zrozumiała pani, jaki to ciężki kawałek chleba, i zrezygnowała?

- Nie. Zdecydował przypadek. Jeszcze jako studentka polonistyki musiałam zacząć pracować. Znalazłam pracę w korekcie. Potem redagowałam teksty, aż wreszcie trafiłam do stacji telewizyjnej w Gdańsku.

- W jaki sposób?

- Koleżanka namówiła mnie na udział w castingu na prezenterów, który ogłosiła Telewizja Gdańsk. Gdy podeszłyśmy pod gmach stacji i zobaczyłam niewyobrażalny tłum chętnych, zwątpiłam, czy jest sens próbować. Po czym okazało się, że jako pierwsza z tej grupy od razu po kursie poprowadziłam program na żywo.

- Jest pani bardzo tajemniczą osobą. Nie ma o pani słowa w Internecie. Teraz wiem, że pochodzi pani z Gdańska...

- Wcale nie. W Gdańsku studiowałam, nawiasem mówiąc - mam wykształcenie "prezydenckie", nie zrobiłam dyplomu. Moją rodzinną miejscowością jest Pasłęk pod Elblągiem...

A co do tajemniczości, nie ukrywam się specjalnie, ale przyznaję, że nie lubię lansowania się. Szumu wokół własnej osoby. Charakteryzatorzy mają ze mną krzyż pański, bo irytuje mnie przed wejściem na wizję zajmowanie się makijażem i strojem - chciałabym, żeby trwało to jak najkrócej. W końcu waż-niejsze jest to, co mam do powiedzenia widzom. Ale przekonują mnie, że wygląd na wizji też ma znaczenie (śmiech).

- Zajmuje się pani zagadnieniami ekonomiczno-gospodarczymi, zaskakująca tematyka, jak na polonistkę.

- Od początku mojej pracy dziennikarskiej wiedziałam, że chcę zająć się tematyką gospodarczą. Przyznaję, nie było łatwo. Zaczęłam pracować w Polsacie na początku lat 90. ubiegłego wieku. To był czas, kiedy terminologia związana z wolnym kapitalistycznym rynkiem była nam, Polakom, obca, dopiero od niedawna działała Giełda Papierów Wartościowych, a pojęcia akcje, obligacje czy fuzje znaliśmy tylko z serialu "Dynastia"... Szczęśliwie miałam dobrych nauczycieli - kilku starszych dziennikarzy. Kupowałam też podręczniki, by nauczyć się języka ekonomii, bo Internet wtedy też nie był popularny, a gospodarka to temat bardzo rozległy.

- Czego nauczyło panią dziennikarstwo?

- Przełamywania nieśmiałości, ale też temperowania emocji, sztuki opanowania w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Zawód dziennikarza jest bardzo trudny. Wymaga wielkiej otwartości, przebojowości w kontaktach z ludźmi. Mnie się zawsze wydawało, że brakuje mi tych cech. Lubię ten zawód, bo wymaga ciągłej walki z samą sobą. Kolejne lata pracy pozwalają też z dystansem patrzeć na rzeczywistość, a dystans daje dziennikarzowi obiektywizm.

- Jest pani młodą mężatką; kim jest pani mąż?

- O, nie taką młodą! Już 7 lat. Mój mąż, Paweł, jest filmowcem dokumentalistą, choć z wykształcenia archeologiem. Realizuje filmy o róż- norodnej tematyce - społecznej, obyczajowej, historycznej. Lubi także fotografować i robi to bardzo dobrze. No i mamy trzy psy i dwa koty - większość wyrzucona przez poprzednich właścicieli.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki