Katarzyna Lengren: Jestem feministką WYWIAD!

2010-09-29 0:15

Ma za sobą kilka związków. Obecnie jest w kolejnym, bardzo przyjemnym i ma nadzieję, że to ostatni. Choć z niezwykłą lekkością opowiada o relacjach damsko-męskich, nie chce być zaszufladkowana jako specjalistka od tych spraw. Katarzyna Lengren - scenograf, malarka, dziennikarka - opowiada o ludzkich relacjach, swoich pasjach i tacie, nieżyjącym już rysowniku

- Skąd czerpie pani wiedzę o ludzkich relacjach?

- Mam zdolność obserwacji. Z wykształcenia jestem malarką i lubię się wszystkiemu przyglądać. Staram się jednak obserwować z pewnej odległości. Nie angażuję się przy tym emocjonalnie, tylko zastanawiam się, jaki jest powód danej sytuacji i wyciągam wnioski. Lubię to robić.

Przeczytaj koniecznie: Magda Gessler o gotowaniu: Sztuka, miłość i pasja

- Udziela pani rad sercowych bliskim, córce?

- Nie, raczej nie. Mogę jedynie przekazywać doświadczenie. Żyjąc dostatecznie długo, możemy zauważyć, że niektóre historie się powtarzają i czasem wiemy, co z czego może wyniknąć. Generalnie jednak nikomu niczego nie radzę, bo i tak wiem, że ludzie robią wszystko po swojemu.

- Czy jest recepta na udany związek?

- Jest on wtedy, kiedy ludzie mają więcej podobieństw niż różnic. Dawniej się mówiło, że powinno się mieć tę samą moralność i to samo pochodzenie, a teraz, że powinno się mieć te same zainteresowania i światopogląd. Bardzo ważna jest też umiejętność porozumiewania się. Jeśli natomiast szukamy idealnego partnera, powinniśmy bardziej zwracać uwagę na jakość naszego życia na co dzień. A wszystko przyjdzie samo. To trochę tak jak z tym, że uroda idzie za zdrowiem.

- Jest pani feministką?

- Tak, choć mam świadomość, że wielu ludzi nie wie, co to pojęcie znaczy. Tak naprawdę jest nią każda osoba, która popiera możliwość kształcenia się kobiet, zarobkowania równego mężczyźnie i prawa do opieki zdrowotnej. O to walczyły feministki. Dziś, niestety, ten ruch kojarzy się z podpalaniem biustonoszy i nienawiścią do mężczyzn. A to zupełna bzdura.

- A czuje się pani przedstawicielką kobiet?

- Nie czułam się, kiedy zaczynałam występować w telewizji, a teraz się czuję. Wiele kobiet zaczepia mnie na ulicy i mówi: "Właśnie to chciałam powiedzieć, co pani!". Ja rzeczywiście mówię to, co kobiety myślą, tyle że potrafię to skrócić. Może dlatego występuję w telewizji.

Zobacz: Mateusz Janicki: To on zagrał Krzysztofa Olewnika

- Jaki był pani ojciec (Zbigniew Lengren, znany rysownik i karykaturzysta - przyp. red.)?

- Raczej nieznośny. Uroczy i nieznośny.

- Dobrze się rozumieliście?

- Nie, w ogóle.

- Jednak wydała pani książkę o twórczości ojca...

- Tak naprawdę zwrócił się o to do mnie wydawca, żebym napisała wstęp i wybrała rysunki. W planach jest kolejny album. Troszkę mi się jednak nie chce, no bo ile można zajmować się ojcem? Opiekowałam się nim dosyć dużo, kiedy był już starszym panem. Potem troszczyłam się o to, by całkiem o nim nie zapomniano. Ale teraz mam też swoje sprawy do robienia. Dzieci robią coś dla swoich rodziców - stawiają nagrobek albo wydają książkę. Poza tym uważam, że jego rysunki wcale się nie zestarzały i warto je przypominać. Mam cichą nadzieję, że jego wnuczki się tym zajmą i trochę to na nie spycham. Obydwie są bardzo zajęte i uważają, że jak mi to tak świetnie idzie, to powinnam to kontynuować.

- Pani córka i córka brata Tomasza?

- Tak. Niestety, nie mamy już żadnego męskiego przedstawiciela rodziny i nazwisko pewnie niedługo zniknie. Obydwie obiecały mi jednak, że jak będą miały synów, to dodadzą im to nazwisko. Zdaje się jednak, że na tym skończy się nasz ród.

Patrz też: Krzysztof Ziemiec: Naiwnie myślałem, że politycy się zmienią (WYWIAD!)

- Maluje pani jeszcze?

- Ostatnio nie. Mam nadzieję, że to się zmieni. Właśnie przygotowałam sobie w domu miejsce magiczne do pracy. Mam tam dobre światło. Już niedługo nie będzie mnie w telewizorze, zamknę się przed światem i będę malować.

- A wyobraża sobie pani, jakie będzie jej życie za 20 lat?

- Tak! Właśnie robię wszystko, żeby się do tego przygotować. Dbam o oczy, żeby mi się nie zepsuły, bo muszę malować. Mieszkam w domu, w którym nie ma schodów. Okazuję ludziom życzliwość w nadziei, że mi też ją kiedyś okażą. Mam też nadzieję, że nie będę chorować. To jest najważniejsze. Szczerze mówiąc, nie mam czasu na takie bzdury jak chorowanie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają