Robert Gwiazdowski

i

Autor: Tomasz Radzik

Prostytutki nie tworzą PKB

2013-07-24 4:00

Prof. Robert Gwiazdowski Ekonomista. Centrum im. Adama Smitha:Czy unijny pomysł sprawi, że zalegalizujemy prostytucję i narkotyki?

"Super Express": - Unia Europejska postuluje, by kraje członkowskie włączały do PKB dochody z szarej strefy - prostytucji, przemytu oraz produkcji i handlu narkotykami. Jaki cel kryje się za tą propozycją?

Prof. Robert Gwiazdowski: - Domyślam się, że ukrytym celem tej propozycji jest zwiększenie produktu krajowego brutto, dzięki czemu poprawią się relacje długu publicznego właśnie do PKB.

- Jak rozumiem, jest to forma kreatywnej księgowości?

- Wie pan, przyjęcie tezy, że dajmy na to usługi prostytutek tworzą produkt krajowy brutto, jest dosyć śmiałą teorią. Bardzo jednak dobrze, że statystycy unijni, będący pod przemożnym wpływem Keynesa, zdecydowali się na takie posunięcie. Pokazuje to bowiem absurd nauczania Keynesa. Teoria, która mówi, że gospodarka funkcjonuje dzięki popytowi, prowadzi do uznania, że popyt na usługi prostytutek jest ważnym elementem funkcjonowania gospodarki.

- Coś w tym jednak jest. W końcu ten najstarszy zawód świata dochód przynosi.

- Ale komu? Proszę sobie wyobrazić, że zamiast pójść do domu publicznego, pieniądze, które bym tam wydał, wpłacę na lokatę bankową na przyszłość dzieci. To wtedy będzie oznaczać, że szkodzę gospodarce, bo będzie niższy PKB. Ludzie, puknijcie się w czoło, bo przecież to absurd. Od dłuższego czasu twierdzę zresztą, że PKB to nie jest statystyka do mierzenia czegokolwiek, tym bardziej jeśli budują go agencje towarzyskie.

- Ważna siła, nie ma co. Dla mnie natomiast niejasne jest to, jak Unia zamierza wyliczać wartość rynku usług seksualnych, podobnie jak przemytu czy rynku narkotykowego.

- No cóż, GUS zatrudni pewnie urzędników, którzy teraz zaczną to liczyć.

- Wyobrażam sobie, że to spore pole do manipulacji danymi i szansa na podkręcanie wskaźników ekonomicznych.

- Bez wątpienia takie nadużycia mogą mieć miejsce.

- Moja wyobraźnia pracuje dalej: minister finansów otrzymuje szacunkowe dane dotyczące obrotów rynku usług towarzyskich - zostańmy przy tym przykładzie - szybko obliczy podatki, które mógłby z niego wyegzekwować. Najpierw musiałby jednak prostytucję w pełni zalegalizować. Myśli pan, że może do tego dojść?

- Być może unijna propozycja będzie impulsem do legalizacji prostytucji. Jak mawiał Alexis de Tocqueville, nie ma takiego bezeceństwa, którego nie popełniłby nawet najbardziej liberalny rząd, jeśli brakuje mu w kasie pieniędzy. Wszystko więc możliwe.

- Pan by był zwolennikiem legalizacji prostytucji?

- Nie, z uwagi na to, że jest to zwyczajnie bez sensu, bo trzeba by na te dziewczyny nasłać kontrolerów skarbowych i zmusić do zainstalowania kas fiskalnych. W obecnym stanie prawnym jest tak, że zarobione pieniądze wydadzą i zapłacą państwu daninę w postaci podatku VAT. Zabieranie im dodatkowych pieniędzy w postaci podatku dochodowego jest fatalnym pomysłem.

- Jeśli nie legalizacja prostytucji, to może legalizacja narkotyków? W imię poprawy stanu finansów państwa. Zwolennicy "wolnych konopi" przekonują, że legalizacja marihuany przyniosłaby budżetowi państwa nawet 4 mld zł zysku. Mała Holandia, która de facto zalegalizowała konsumpcję tego narkotyku, rocznie zarabia 400 mln euro.

- Twierdzę, że wszystkie mafie narkotykowe, wojny gangów, morderstwa i inne patologie to wynik zakazu narkotyków. Jest nawet raport ONZ, który mówi, że wojna z narkotykami nie przyniosła żadnych efektów poza tym, że kartele narkotykowe urosły w siłę. Spożycie narkotyków nie zmalało. Jeśli zostałyby więc zalegalizowane, nie byłoby większych powodów, żeby zajmować się handlem narkotykami. A i państwo mogłoby na tym zarobić.